Wpadam w pesymizm, gdy ktoś dzwoni do mnie czasami z odległej parafii i prosi o wyjaśnienie, co kaznodzieja miał na myśli.
Coś się zaczyna dziać „w temacie” kazań wygłaszanych w polskich kościołach. Kto chadza na msze, ten wie, że w wielu miejscach w Polsce kaznodziejstwo pozostawia wiele do życzenia. Niejednokrotnie księża gadają długo i o niczym lub dla odmiany krótko i byle jak. Widać i słychać, że wychodzą na ambonę bez przygotowania, poznając czytania dopiero w czasie ich lektury podczas mszy. No i niezwykle drażniące „politykowanie”. Wiele razy musiałem wysłuchiwać pełnych oburzenia głosów wiernych na temat księży, którzy zamiast wyjaśniać słowo Boże, odniesień do współczesności szukali w wygłaszaniu recept na sprawne rządzenie państwem lub w krytykowaniu konkretnych polityków (a coraz częściej także księży i biskupów z ich poglądy polityczne). W pierwszych latach mojego kapłaństwa zdarzyło się, że wygłaszałem kazanie o chrzcie. Było to typowe kazanie mistagogiczne, chociaż bardzo mocno osadzone w czytaniach z danej niedzieli. Po mszy zgłosiło się do mnie kilka osób z prośbą o udostępnienie jego tekstu. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. O tym, jak sobie ludzie cenią dobre kazania świadczy na przykład strona poświęcona „Dwunastce”, czyli Mszy św. sprawowanej w dominikańskim kościele w Krakowie przez o Jana Andrzeja Kłoczowskiego OP. To spontaniczna inicjatywa zmierzająca nie tylko do ocalenia jego kazań, ale także do szerokiego ich udostępnienia, co postuluje m. in. przygotowywany właśnie przez Synod w Poznaniu dokument. Księża rzadko interesują się odbiorem kazań. Dlatego inicjatywa, która zrodziła się w archidiecezji łódzkiej, polegająca na zbieraniu przez kleryków opinii o usłyszanym kazaniu zaraz po mszy, jest dobrym sygnałem, że coś się zmienia w tej kwestii. Mam nadzieję, że nie skończy się na samym nagraniu opinii parafian, tylko zostaną one przeanalizowane i przedstawione księżom. Z lat młodości pamiętam, że po powrocie do domu z niedzielnej Mszy św. (a często już w czasie drogi powrotnej) całą rodziną rozmawialiśmy o czytaniach i kazaniu. Od swoich znajomych słyszę, że również dzisiaj w wielu rodzinach ten zwyczaj jest praktykowany. Ale wpadam w pesymizm, gdy ktoś dzwoni do mnie czasami z odległej parafii i prosi o wyjaśnienie, co kaznodzieja miał na myśli. Jeszcze bardziej się martwię, gdy muszę słuchać krytyk kazań wygłaszanych przez biskupów. W czasach całkowitej wszechobecności mediów, które atakują nas milionami słów na dzień, wygłaszanie kazań to bardzo trudna sprawa. Natłok słów, najczęściej pustych lub agresywnych, powoduje, że ludzie przestają słuchać. Więcej, przestają umieć słuchać. Słowa przelatują przez nich nie jak woda, która nawilża, ale jak piasek, który praktycznie nie pozostawia po sobie śladu. Tu czy tam utknie jakieś ziarenko, ale pozbawione reszty nie ma żadnego znaczenia. Trzeba się więc brać za kazania. Trzeba szukać nowych sposobów głoszenia. I nowych sposobów słuchania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.