Kolejny raz okazało się, że nie brakuje w Kościele w Polsce ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za jego kształt i jego losy.
Było do przewidzenia, że dwa dni po absolutnie wyjątkowej rezygnacji metropolity warszawskiego w kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin po objęciu urzędu, pojawią się pytania o winnych zaistniałej sytuacji. Nic więc dziwnego, że kierowane są oskarżenia w stronę nuncjusza, w stronę całego episkopatu. Nic dziwnego, że pojawiają się też pytania nie tylko o to, kto w Watykanie promował tę nominację, ale także kto sprawił że jeszcze w piątek Radio Watykańskie przypominało o całkowitym zaufaniu Benedykta XVI do nominata. Patrzenie w przeszłość i ustalenie, jak doszło do całej niezwykle trudnej sytuacji, jest ważne. Ale nie można się skupiać tylko na szukaniu winnych. Trzeba patrzeć do przodu. Patrzenie to nie może się ograniczać jedynie do spekulacji kiedy i kto zostanie wybrany na arcybiskupa warszawskiego. Nie chodzi również o skupianie się wyłącznie na przyspieszaniu działań lustracyjnych. Trzeba spojrzeć głębiej i dalej na możliwości, które przed Kościołem katolickim w Polsce sprawa arcybiskupa Wielgusa otworzyła. Na pożytki, które mogą z niej wyniknąć. Kolejny raz okazało się, że nie brakuje w Kościele w Polsce ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za jego kształt i jego losy. Schematyczne myślenie, że tylko biskupi mają prawo do brania odpowiedzialności za wspólnotę wyznawców Chrystusa na danym terenie, spotkało się z poważną weryfikacją. Mogliśmy się dobitnie przekonać, że świadomość „bycia Kościołem” jest mocno obecna zarówno wśród księży, jak i wśród wiernych świeckich. Gdyby tej świadomości nie było, nawet największe medialne nagłośnienie sprawy nie wywołałoby tak masowych reakcji. Tę świadomość udowodnili nie tylko dziennikarze-katolicy, którzy wzięli na siebie obowiązek dojścia do prawdy i w sposób udokumentowany jej pokazania. Tę świadomość udowodnili również ludzie, którzy w warszawskiej katedrze wznosili okrzyki. I - chociaż to stwierdzenie może się wydawać dyskusyjne - oni również brali na siebie odpowiedzialność za to, co się dzieje w Kościele. Między jednymi i drugimi istniały radykalne różnice w ocenie sytuacji, ale łączyło ich zatroskanie o Kościół i świadomość, że mają prawo to zatroskanie wyrazić. Jest niedobrze, że mówiąc o sytuacji w Kościele w Polsce podkreśla się w tej chwili głównie podział. Jeśli istotnie należy mówić, że jest podział, a nie różnice poglądów, to dlatego, że zwolennicy różnych wizji Kościoła okopali się na swoich stanowiskach i nie próbują rozmawiać. Ten stan dłużej nie powinien trwać i wydaje się, że wstrząs, jakim była sprawa abp. Wielgusa, to znakomita okazja, aby zrezygnować z wrogości (często sztucznie podsycanej) i wreszcie się spotkać, wreszcie podjąć wewnątrzkościelny dialog. „Ciche dni” nie są dobrym sposobem rozwiązywania problemów nie tylko w małżeństwach i rodzinach, ale także w żadnej wspólnocie. Pora więc zakończyć trwające od wielu lat „ciche dni” w polskim Kościele. Czas zacząć nie tylko mówić, ale również uważnie słuchać. Różnice nie wykluczają jedności. Jej gwarantem jest przecież sam Jezus Chrystus.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.