Nie dajmy się zwariować

Andrzej Macura

publikacja 10.01.2007 11:48

Sprawiedliwość, prawda, wolność. To wartości, o których często się dziś mówi w kontekście różnych wydarzeń w kraju i za granicą. Wychowany na chrześcijaństwie odczuwam jednak w związku z tym pewien dyskomfort.

Mądrość dawnych wieków znała bowiem inną hierarchię wartości, która pozwalała lepiej poruszać się w gąszczu trudnych moralnych dylematów. Sprawiedliwość – owszem. Ale oprócz tego męstwo, roztropność i umiarkowanie. Zwłaszcza te dwie ostatnie wydają się być dziś prawie zapomniane. Dobrze się stało, iż nie doszło ostatecznie do ingresu arcybiskupa Wielgusa. W panującej obecnie atmosferze dobre sprawowanie przez niego posługi arcybiskupa warszawskiego byłoby mocno utrudnione. Daleki jednak jestem od jednoznacznego osądzania jego samego. Współpraca z aparatem ucisku PRL na pewno była czymś nagannym. Stawianie dziś na piedestale kogoś uwikłanego ze współpracę z nim budzi słuszny sprzeciw. Uważam, iż dobrze się stało, iż różni ludzie kierując się dobrem Kościoła chcieli dociec prawdy o przeszłości arcybiskupa Wielgusa. Kierując się roztropnością i umiarkowaniem staram się jednak pamiętać o kilku innych sprawach. Przede wszystkim o tym, że jako wierzący codziennie kilka razy powtarzam w modlitwie słowa „i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeśli chcę by Bóg spojrzał na mnie łaskawym okiem, sam muszę być skory do wybaczania ludziom wyrządzonych mi krzywd. Trwanie w postawie zatwardziałego nieprzebaczenia, zwłaszcza gdy czyjś grzech osobiście mnie nie dotknął, trudno nazwać postawą chrześcijańską. Nie przekonują mnie do końca słowa poważnych autorytetów, którzy mówią o potrzebie rozliczenia się grzesznika z przeszłością i przepraszaniu. Gdybym chciał konsekwentnie ją stosować, byłbym dziś skłócony z połową moich znajomych. Przypominając o ludzkich winach bardzo łatwo pragnienie sprawiedliwości zastąpić logiką odwetu. Wolę naiwnie przebaczyć, niż pochopnie przypisywać komuś brak skruchy. Sąd zaś zostawić Bogu. Patrząc na dzisiejsze sprawy staram się też pamiętać, że nie ma ludzi od początku do końca złych czy dobrych. W każdym, w różnych proporcjach jest i jedno i drugie. Nie można oceniać bliźniego tylko na podstawie zła, które popełnił. Bo nie jest to pełna o nim prawda. Trzeba widzieć także dobro, które dzięki niemu się dokonało. Gdy się o tej prawdzie zapomina, zło zaczyna porażać. Zwycięża, gdy skłania do rzucania kamieniami. Wtedy poszukiwanie prawdy przestaje przynosić dobre owoce. Roztropność i umiarkowanie nie pozwalają mi także zapominać o jeszcze jednej sprawie. Komunizm, prawdziwy system zła, choć wspierany przez aparat Służby Bezpieczeństwa, przegrał. Już ponad siedemnaście lat temu bezpowrotnie się skończył. Ludzkie grzechy, słabości, nawet kolaborowanie z nim niektórych kapłanów, nie zdołało go ocalić. Na pewno był w tym palec Boży. Gdy po latach próbuje się osądzać ludzi uwikłanych w zło tamtego systemu, trzeba na wielkość wyrządzonych przez nich krzywd spojrzeć realnie. Dziś, gdy mamy w Polsce wiele innych problemów, także natury moralnej, nie warto tamtego zła wyolbrzymiać Sprawy lustracji duchownych nie da się chyba już dziś zatrzymać. Choć współpraca z systemem komunistycznym nie jest jedynym grzechem, jaki człowiek może popełnić, to Kościół na pewno powinien dokonać rozliczenia z przeszłością. Na pewno pomoże mu to owocniej służyć dzisiejszemu światu. Ale nie domagajmy się w tej kwestii rozwiązań skrajnych. Roztropność i umiarkowanie to naprawdę ważne cnoty. Do czego prowadzi ich brak widać w opisanej dziś przez Rzeczpospolitą sytuacji, w której chrześcijanie i muzułmanie protestują razem przeciwko prawnemu zmuszaniu ich do promowania homoseksualizmu. Gdy rozum śpi, budzą się demony. Warto o tym pamiętać.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..