„Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę" - pisał niegdyś św. Paweł w Liście do Rzymian narzekając na słabość ludzkiej natury. Czasem jednak sytuacja jest jeszcze trudniejsza: ktoś świadomie decyduje się na zło przekonany, że tylko tym sposobem może ochronić jakieś ważne dobro.
Do sytuacji takiej doszło w kalifornijskiej diecezji kościoła episkopalnego San Joaquin. Podczas dorocznego zgromadzenia w miejscowości Fresno zdecydowano, że diecezja ta wystąpi z dotychczasowej wspólnoty i przystąpi do prowincjonalnej diecezji w Republice Południowej Afryce. Powodem tak dramatycznego kroku był sprzeciw wobec zbyt liberalnej postawy, jaką miejscowy Kościół episkopalny zajmuje wobec homoseksualizmu. Paradoks całej sytuacji dobrze ujmuje wypowiedź biskupa tej diecezji, Johna Davida Schofielda: „Zdajemy sobie sprawę, że nasza decyzja potraktowana zostanie jak schizma, choć wycofanie się z pozycji, które zniekształcają słowo Boże powinno w istocie być uważane za prostowanie dróg”. Jedność Kościoła jest na pewno wielką wartością. Obojętnie, czy dotyczy katolików, prawosławnych, czy anglikanów. Każdy następny podział to kolejna rana zadana jedności, komplikująca i tak trudne relacje ekumeniczne. Jednak powody, dla których anglikanie z Kalifornii zdecydowali się na przystąpienie do innej wspólnoty Kościoła anglikańskiego (to przecież ostatecznie nie do końca rozłam) są jak najbardziej zrozumiałe. Wierność nauczaniu Chrystusa to dla każdego chrześcijanina sprawa pierwszoplanowa. W zaistniałej sytuacji – ciągnącej się już od lat – trwanie w jedności mogłoby zostać odczytane jako popieranie zła. A na to uczniom Chrystusa godzić się nie wolno. Cała ta sytuacja pokazuje, jak skomplikowany bywa problem winy za podziały w Kościele. Rozłamów nie dokonują ludzie obojętni religijnie czy wielcy grzesznicy. Zazwyczaj są skutkiem działań osób kierujących się jak najbardziej szlachetnymi pobudkami i mocno przekonanych o słuszności swoich racji. Może gdyby w porę usłyszano ich głos i próbowano sprawę wyjaśnić, łącznie z zaradzeniem złu, na które wskazują, do podziałów by nie doszło. Niestety, chyba zbyt często – teraz i w historii – do głosu dochodzi nie postawa dialogu w prawdzie i miłości, ale wezwanie do porzucenia błędów. Tymczasem człowiek mający do wyboru – w swoim przekonaniu – wierność Chrystusowi czy Kościołowi musi wybrać Chrystusa. Tak mu każe sumienie. I nie ma się czemu dziwić. Dlaczego o tym piszę? Nie brakuje dziś w Kościele katolickim ludzi i środowisk, dla których jedyną drogą odbudowania jedności jest nawrócenie tych, którzy do niego nie należą. Odnosi się czasem wrażenie, ze chętnie wykluczyliby z niego jeszcze sporą grupę innych „heretyków”, którzy ich zdaniem nie są dość ortodoksyjni. Wydarzenia we wspólnocie anglikańskiej powinny ich chyba skłonić do przemyślenia pewnych postaw…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.