Grunt to dobre towarzystwo

Komentarzy: 3

Andrzej Macura

publikacja 26.06.2008 11:54

„Koniec z fabryka świętych" - ogłaszał tytuł artykułu w Gazecie Wyborczej, w którym przedstawiono zastrzeżenia wobec licznych beatyfikacji i kanonizacji za czasów Jana Pawła Wielkiego. A ja pomyślałem sobie, że gdyby Kościół miał rzeczywiście przestać „produkować" świętych, sam straciłby rację bytu.

Bóg chce zbawienia każdego człowieka. Dlatego posłał swojego Syna na świat, aby każdy kto w Niego wierzy, mógł dostąpić życia wiecznego. To dla chrześcijan prawda zupełnie podstawowa. Z tej perspektywy osiągnięcie przez chrześcijanina nieba nie jest niczym nadzwyczajnym. To prosta konsekwencja Bożej łaskawości i bardziej czy mniej poradnej odpowiedzi pokładającego nadzieję w Chrystusie człowieka. Tego wszyscy oczekujemy, tego się spodziewamy. Wieczne potępienie kogoś wierzącego w Chrystusa byłoby jakąś niewyobrażalną katastrofą. Coś takiego, jeśli już, nie może się często zdarzać – podpowiada nam nasza chrześcijańska nadzieja. Gdyby świętość miała być tylko dla nielicznych, nie byłoby większego sensu się starać. Kościół musi być „fabryką świętych”, musi skutecznie prowadzić do uświęcającego Boga. Inaczej traci racje bytu. Wiem że w całej sprawie nie chodzi o faktyczne zbawienie tego czy innego człowieka, ale o ogłaszanie tego Kościołowi przez beatyfikacje czy kanonizację, jednak już samo narzekanie że mamy za dużo świętych uważam za coś na wskroś nieewangelicznego. Nie znam się na prawie kanonizacyjnym. Nie są mi znane żadne szczegóły dotyczące takiej czy innej beatyfikacji. Myślę jednak, że jeśli kandydat na ołtarze spełnia stawiane mu przez Kościół wymagania, to nie ma najmniejszego powodu by sztucznie ograniczać liczbę nowych błogosławionych i świętych. Raczej należy się cieszyć, że tylu naszych braci i sióstr stoi dziś przed Bogiem i może się za nami wstawiać. Nawet jeśli będą mało znani i niebawem pójdą w zapomnienie. Zawsze ktoś w takim świętym może znaleźć bratnią dusze, wzór do naśladowania czy orędownika w swoich sprawach przed Bogiem. Aż nie chce się pisać, że urzędowe ograniczanie liczby świętych to faktyczna promocja tych Kościołów lokalnych, które będą miały większą siłę przebicia. Znamienne ilu mieliśmy polskich świętych do czasów Jana Pawła II, a ilu świętych miały kraje leżące bliżej Rzymu. Jakoś nie wierzę, że byliśmy narodem mniej oddanym Bogu niż Niemcy Francuzi czy Włosi. Warto też pamiętać, że wiele spośród 2 tysięcy beatyfikacji i kanonizacji Jana Pawła II dotyczyło współczesnych męczenników, którzy oddali swoje życie w obronie wiary. Dostrzeżenie ich ofiary to wielka zasługa papieża z "dalekiego kraju". Bez tych wielu beatyfikacji oddanie życia dla Chrystusa mogłoby się dziś jawić jako relikt zamierzchłej przeszłości, nie przystający do pluralistycznego XXI wieku. Nazywanie tego „produkcją świętych” jest z gruntu fałszywe. Ale jeśli dla kogoś wyniesienie na ołtarze ma tylko stawiać taką osobę na piedestale i czynić z niej niedościgły wzór wszelkich cnót, to rzeczywiście ilość nowych świętych może go przerażać. Sam stosunkowo rzadko modlę się do świętych. Ale cieszę się, że są. Cieszę się, kiedy w uroczystość Wszystkich Świętych uświadamiam sobie, jak wielu musi być, tych „stojących przed tronem i przed Barankiem”. Może dlatego, że bliska jest mi wizja Kościoła, jaka przedstawił autor Listu do Hebrajczyków (12, 22-23): „Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu (…)”. To zaszczyt znaleźć się być w takim towarzystwie. Choć często nie znamy już ich imion, Bóg je pamięta. Są zapisane w księdze życia…

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..