Byle nie przywyknąć

Komentarzy: 2

Andrzej Macura

publikacja 18.01.2009 01:00

Widząc, jak łatwo i głęboko dzielą ludzi drobne różnice w poglądach, nie dziwię się, że kiedyś do podziałów między chrześcijanami doszło. Bardziej mnie boli, że raz wykopanych dołów, mimo wielu prób, przez setki lat nie udało się porządnie zakopać.

Ruchowi ekumenicznemu kibicuję właściwie od dziecka. To wtedy, zanim w ogóle uświadomiłem sobie, jak bardzo chrześcijanie są podzieleni, dotarła do mnie na katechezie prawda, że podział jest zgorszeniem. I że to zgorszenie trzeba naprawić odbudowując jedność. Z radością dowiadywałem się później o ekumenicznych inicjatywach. Zarówno współpracy w konkretnych, wspólnych dziełach, jak i modlitwie czy doktrynalnych dialogach. Dzisiaj, gdy mimo ogromnych postępów, ciągle nie osiągnięto celu, rozumiem zniecierpliwienie i często zniechęcenie tych, którzy chcieliby doczekać dnia, w którym choć niektóre Kościoły na powrót się połączą. Tymczasem wszystko wydaje się gmatwać. Tak bliscy katolikom anglikanie zaczynają święcić kobiety i zadeklarowanych homoseksualistów, co skutecznie zdaje się uniemożliwiać jedność. Prawosławni spierają się między sobą, co paraliżuje z takim trudem po latach wznowiony dialog międzywyznaniowy. W relacjach z luteranami, mimo podpisania przed dziesięciu laty wspólnej deklaracji o usprawiedliwieniu, wszystko jakby zamarło. Podobnie wydaje się być w dialogu ze starożytnymi Kościołami Wschodu. Dlaczego, mimo 28 lat pontyfikatu Papieża – Polaka nie ma jedności z Kościołem Polskokatolickim? Na to nakłada się postawa tych entuzjastów pojednania, którzy dla fałszywie rozumianej jedności skłonni są porzucić uznane prawdy wiary, co budzi zrozumiały sprzeciw obrońców ortodoksji. Z drugiej strony chyba rośnie liczba tych, którzy nie chcą słyszeć o żadnym innym sposobie odbudowania jedności, jak tylko przez nawracanie chrześcijan innych denominacji na własną wiarę. Czy nadzieja, że dzięki Bożej łasce, szczeremu nawróceniu, wspólnej modlitwie i pracy uda się osiągnąć jedność, nie jest utopią? Nie potrafię ocenić, na ile Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan jest odpowiedzią na potrzebę serca, a na ile stał się już tylko tradycją. Być może bardziej niż na odbudowanie jedności liczymy, że niektórzy chrześcijanie – jak dawniej arianie czy dziś nestorianie – po prostu znikną z dziejów świata. Ale wydaje mi się, że z uporem Katona Starszego wygłaszającego ciągle swoją tezę o potrzebie zburzenia Kartaginy, trzeba ciągle wołać: chcemy jedności. Mniej istotne, czy uda się ją osiągnąć za naszego życia, czy dopiero przyszłym pokoleniom. Chodzi o to, by nasze Kościoły nigdy do dramatu podziału nie przywykły.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..