Jeśli ktoś ma w głowie alternatywę: rodzina ALBO rozwój, rodzina ALBO wolność, rodzina ALBO bezpieczeństwo (!) raczej nie zdecyduje się jej założyć. Nie ma sensu tłumaczyć, że te alternatywy są fałszywe. To trzeba pokazać.
Kryzys rodziny to hasło powtarzane ostatnio wielokrotnie. Bywa różnie rozumiane, wskazuje się też na różne przyczyny jego powstawania. Wśród wielu ważnych najważniejsza wydaje mi się jedna: obecne młode pokolenie, a w sporej części zapewne i poprzednie, nie ma doświadczenia dobrej rodziny. Inaczej mówiąc: nie postrzega rodziny jako środowiska, w którym życie jest piękne, w którym panują dobre relacje i doświadcza się wsparcia.
Po co mam budować coś, co wprawdzie stanowi jakąś bazę ekonomiczną, ale w czym – zasadniczo – człowiek jest nieszczęśliwy? Stabilizację życiową coraz częściej można osiągnąć bez brania sobie na kark dodatkowego krzyża. Dlaczego mam zakładać trwałość, skoro może się nie udać? Rzeczywistość widziana wokół potwierdza to jasno i objawia się nie tylko liczbą rozwodów.
Pojawia się coraz więcej kursów przygotowujących do małżeństwa. To cenne: jeśli dom nie uczy budowania relacji z drugim człowiekiem (a nie jest to rzadkie!), ktoś powinien to pokazać. Inaczej ludzie będą się uczyć dopiero na własnych błędach. Albo i nie... Jest to okazja, by skorygować nierealistyczne oczekiwania (czy w ogóle przyjrzeć się oczekiwaniom własnym i drugiej strony). Jest okazja do rozmowy. To także ważne, nierzadko narzeczeni ze sobą nie rozmawiają. Nie umieją rozmawiać.
Brakuje jednak jeszcze jednego elementu, znacznie wcześniejszego: świadectwa radości. Dowodu, że w małżeństwie i rodzinie można żyć i się realizować. Nie tylko według jednego wzorca. Możliwe są różne rozwiązania, bo - najzwyczajniej w świecie - różni są ludzie. I nie muszą być gorsze.
Jeśli ktoś ma w głowie alternatywę: rodzina ALBO rozwój, rodzina ALBO wolność, rodzina ALBO bezpieczeństwo (!) raczej nie zdecyduje się jej założyć. Nie ma sensu tłumaczyć, że te alternatywy są fałszywe. To trzeba udowodnić. Pokazać.
Dawanie świadectwa wymaga rzeczy bardzo prostej, ale czasem trudno osiągalnej. Kontaktu. Jesteśmy świadkami w naszych rodzinach. We wspólnotach, jeśli ktoś do nich należy. Już nie zawsze wśród znajomych, bo żeby być świadkiem trzeba wpuścić ludzi do swojego życia. Podzielić się nim z kimś z zewnątrz. Pozwolić „obcym” wejść do swojego domu.
Na przykład: kolegom czy koleżankom własnych dzieci. To oni będą już niedługo tworzyć rodziny. Niech zobaczą, że to może być piękne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.