To „Jack Strong” Pasikowskiego, a nie „Wałęsa” Wajdy odzwierciedla najlepiej mit założycielski niepodległej Polski.
Jestem pod dużym wrażeniem filmu o płk. Kuklińskim. Rzadko reżyserowi udaje się niełatwa sztuka, jaką jest równoczesne trzymanie widza w napięciu i zapewnienie mu poczucia obcowania z prawdą i emocjami wspólnymi dla sporej części społeczeństwa. A przy tym rzucenie na ekran ponad dwóch godzin znakomitego aktorstwa. Na film powinni obowiązkowo zabrać swoich uczniów wszyscy nauczyciele historii i wiedzy o społeczeństwie – czy jak się tam dzisiaj nazywa ten wykastrowany przez „ministerstwo edukacji” blok najważniejszych dla świadomości obywatelskiej przedmiotów.
Ślepe uwielbienie? Niezupełnie. Jestem świadom, że zarówno „Wałęsa” Wajdy, jak i „Jack Strong” Pasikowskiego jest w punkcie wyjścia i dojścia próbą stworzenia pomnika dla swoich bohaterów. Ani Wajda, ani Pasikowski nie odpowiadają na wiele trudnych pytań, jakie można postawić ich tytułowym bohaterom. Robią to świadomie – do czego jako artyści mają prawo. A jednak jest zasadnicza różnica w jakości pomników postawionych przez obu reżyserów. Najkrócej i najdyplomatyczniej można by ująć to tak, że w filmie o Kuklińskim główny bohater (znakomita rola Marcina Dorocińskiego) nie wypada tak groteskowo, jak główny bohater w obrazie Wajdy. Nie tylko dlatego, że to zupełnie różne postaci, z których jedna na własną groteskę uczciwie zapracowała. Także dlatego, że bohater Pasikowskiego do żadnego pomnika i symbolu nigdy prawa sobie nie rościł.
Przede wszystkim jednak „Jack Strong” przywraca właściwe proporcje w patrzeniu na historię najnowszą. Mogą wprawdzie w filmie nieco irytować zbyt nachalnie wyraziście przedstawione postacie – jednoznacznie i dosłownie diaboliczni Sowieci i słodko niewinni, wręcz anielscy Amerykanie oraz wyjątkowo pokraczne, uległe „Radzieckim” marionetki generałów Wojska Polskiego (znamienna jest scena wizyty marszałka Kulikowa, przed którym drży gen. Jaruzelski). Ale widać w tej dosłowności i przejaskrawieniu świadomy zabieg Pasikowskiego: po ponad 20 latach od upadku komunizmu nie ma już czasu na zabawy kawiorowych intelektualistów, którzy bez końca chcieliby rozważać „dramatyzm” osób odpowiedzialnych za zbrodnie komunistyczne, szukać niuansów i okoliczności łagodzących – a w praktyce po prostu zrehabilitować to, co rehabilitacji podlegać nie może (nie mylić z prośbą o przebaczenie i miłosierdziem). Co ciekawe, ci sami kawiorowi intelektualiści, którzy bez końca chcieliby „starać się zrozumieć” gen. Jaruzelskiego i jego rzekomą konieczność wprowadzenia stanu wojennego, ani trochę nie próbują zrozumieć motywów Kuklińskiego, który jawi się im wyłącznie jako zdrajca – wszak złamał przysięgę wojskową i – twierdzą – splamił mundur polskiego żołnierza. Film tymczasem przekonuje widza, że jeśli Kukliński splamił mundur, to nie wtedy, gdy zaczął przekazywać Amerykanom informacje o planach Sowietów, ale gdy był jednym z głównych planujących atak wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Czy Pasikowski rozlicza Kuklińskiego z tego „epizodu”? Może dyskretnie, ale dość czytelnie, w dwóch scenach: gdy żona pyta – „Gdyby w Polsce doszło do tego samego, to my się nie damy, prawda?” oraz gdy syn Kuklińskiego wprost rzuca ojcu w twarz (dopiero po wydarzeniach grudniowych na Wybrzeżu), że już dawno przestał nosić mundur polski.
Film z pewnością na nowo wywoła dyskusję o przypadku Kuklińskiego. Przy okazji może jednak pomoże niektórym spojrzeć na naszą trudną historię najnowszą z perspektywy innej niż dominująca przez wiele lat nawet w wolnej Polsce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.