Kończą się wakacje, kończy się czas letnich urlopów, wycieczek, wędrownych obozów. Wracają wspomnienia...
Harcerski obóz mojego dzieciństwa – wyczynowa trasa z Bielska-Białej do Zakopanego. Spanie w namiocikach spinanych z wojskowych „pałatek”, jedzenie tego czegoś, co upichciliśmy w kociołkach nad ogniskiem. Nasz drużynowy – były partyzant, obozowe warunki takie same. Wróciliśmy szczęśliwi, cali i zdrowi, uformowani w różnych wymiarach.
Po jakimś czasie wakacyjne włóczęgi wróciły w moim życiu jako wyprawy z Włodkiem, we dwóch w harcerskich mundurkach. Bo w międzyczasie harcerstwo zostało na powrót wtłoczone w ramy ówczesnego systemu. Mundurki nam zostały i sympatia dla harcerzy była żywa. Włodek mieszka w Madrycie i jak tylko może „wyskakuje” w jakieś hiszpańskie „Sierra”. A mnie Sudety zza okna ciągną.
Wiele lat później pojechałem na zagraniczną wycieczkę – Turcja, Syria, Liban. Program obejmował szereg miejsc znanych mi z Biblii. To też była turystyka. Ale przecież coś zgoła innego, niż tamte, młodzieńcze wyprawy z plecakiem. Inna sprawa, że moja wikariuszowska kieszeń przez kilka lat nie mogła przyjść do siebie po powrocie z Orientu.
A dziś? Dziś to musi być wypasiony samochód, zabukowany hotel i wszystkie wygody. Dla dzieci i młodzieży wszystko obstawione warunkami ustawy, rozporządzenia, wytycznych, norm oświatowych, sanitarnych, bezpieczeństwa. Wszystko to jakoś potrzebne. Ale tak mi się zdaje, że dusza tych wakacyjnych wyjazdów, wycieczek, kolonii, obozów umarła. Snują się przez nasze miasteczko sznury kolonijnych dzieci. Piękne góry i doliny na wyciągnięcie ręki, a dzieciaki z ośrodka na „basen” i z powrotem, na ten sam rynek każdego dnia. Znudzone twarze dzieci i opiekunów. A zamożniejsi rodacy lecą do Egiptu czy gdzieś tam. I też znudzeni pod słonecznym niebem, w zamkniętym jak Guantanamo luksusowym (na miarę Polaków) ośrodku.
Poeta pisze, że „minionych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia”. Wiem. Wszelako nie brakuje ludzi, którzy wykorzystują każdą okazję, by samemu, z żoną, z dziećmi wyrwać się w góry i lasy, do ciekawych i barwnych miasteczek, podziwiają rozsiane po kraju śliczne kościółki czy cerkiewki. Zamków też nie brakuje. Spotykam w okolicy ludzi na rowerach i piechotą. Ucieszyłem się ostatnio spotkawszy drużynę harcerzy, którzy mieli rozstawione namiociki z „pałatek”, jak my kiedyś. Posiłków co prawda nie pichcili nad ogniskiem, ale dni mieli wypełnione harcerskim programem.
Powiesz mi, że wziął się wiejski proboszcz za turystykę zamiast za ewangelizację. Już odpowiadam. Od drugiego roku studiów należałem do PTTK. Czułem wtedy, że turystyka jest czymś więcej niż sposobem na wakacje. Dziś wiem, że miałem dobre przeczucie. Bo jak człowiek nie nauczy się cieszyć światem wokół siebie, jego pięknem i harmonią, jego zagadkami i przedziwną historią... Światem przyrody, ale i światem konstruowanym od stuleci przez ludzi. Otóż jeśli nie zachwycisz się światem ziemi, jakże będziesz tęsknił za światem nieba?
Na koniec wiersz Józefa von Eichendorffa z roku 1826 pt. „Radość wędrówki” (w moim przekładzie):
Dla kogo Bóg swą radość chowa,
Otwiera mu szeroki świat.
I gór, i lasów cud od nowa
Objawia od tysięcy lat.
W gnuśności tym, co w domach trwają,
Wystarcza jeno widok zórz.
Kłopotów przecie dosyć mają:
O dzieci, długi, chleb i nóż.
Potoki dźwięczą pieśnią śmiałą,
Skowronków radość w górze tam!
Dlaczego sercem, piersią całą
Wraz z nimi śpiewać nie mam sam?
Niech dobry Bóg tym włada światem.
Ja nie chcę wiele: góry, las;
Skowronków pragnę, pól z ich kwiatem -
On prośbę mą wypełni wraz!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.