Reklama

Pielęgniarki i położne chcą podwyżki

Kilkaset pielęgniarek i położnych protestowało przed urzędami marszałka i wojewody pomorskiego w Gdańsku. Manifestujące domagały się m.in. 1,5 tys. zł brutto podwyżki. Dyrektorzy szpitali twierdzą, że podniesienie zarobków grozi utratą zdolności wykonywania świadczeń przez placówki.

Reklama

Organizatorem czwartkowej manifestacji był Komitet Obrony Pielęgniarek i Położnych Województwa Pomorskiego, skupiający samorządy zawodowe z Gdańska i Słupska oraz związki zawodowe. Reprezentuje on ponad 16 tys. pomorskich pielęgniarek i położnych.

Oprócz żądania podwyżki wynagrodzeń protestujący domagali się też zwiększenia liczby personelu na oddziałach oraz "przeciwdziałania dyskryminacji pielęgniarek i położnych". Petycje z postulatami zostały skierowane do marszałka i wojewody.

Jak wyjaśniła przewodnicząca zarządu regionu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Dębkowska, marszałek województwa jest właścicielem kilkunastu największych szpitali na Pomorzu, a wojewodzie i starostom podlegają pozostałe szpitale, m.in. powiatowe.

Rzeczniczka Komitetu Obrony Pielęgniarek i Położnych Województwa Pomorskiego Ilona Kwiatkowska-Falkowska powiedziała dziennikarzom, że "misją Komitetu jest doprowadzenie do zaprzestania likwidacji zawodu pielęgniarki i położnej oraz zapewnienie pacjentom odpowiedniej opieki".

Marszałek województwa Mieczysław Struk podczas konferencji prasowej przed protestem powiedział, że "urząd marszałkowski na pewno nie jest i nie powinien być stroną konfliktu". Przypomniał, że samorząd regionalny "nie jest w żaden sposób uprawniony do tego, żeby dokonywać jakichkolwiek wypłat i decydować o wzroście wynagrodzeń pracowników w szpitalach". Jak wyjaśnił, "szpitale to odrębne podmioty prawne i decyzje o podwyżce podejmowane są przez zarządy placówek".

Podkreślił, że "zrealizowanie postulatu podwyższenia wynagrodzeń o 1,5 tys. zł brutto na jedną zatrudnioną osobę będzie oznaczać konieczność obciążenia budżetów szpitali o prawie 81 mln zł". "To oznacza utratę płynności finansowej w tych szpitalach" - dodał.

Kwiatkowska-Falkowska powiedziała dziennikarzom, że "to nie jest prawda; w systemie ochrony zdrowia powinny się znaleźć pieniądze dla pielęgniarek i położnych". "Jeżeli znajdują się pieniądze na pensje dla lekarzy, to my też chcemy, żeby znalazły się pieniądze dla nas" - dodała. Podała, że "pielęgniarki i położne chcą zarabiać 60 proc. tego, co zarabiają lekarze".

Marszałek poinformował, że w placówkach podlegających samorządowi wynagrodzenie brutto pielęgniarek i położnych z tytułu umów o pracę (bez nadgodzin) we wrześniu br. dla 47 proc. zatrudnionych wynosiło ponad 3,4 tys. zł. 28 proc. otrzymywało od 3 tys. do 3,4 tys. zł, a 17 proc. zatrudnionych od 2,6 tys. do 3 tys. zł. Tylko 2 proc. otrzymało poniżej 2,2 tys. zł.

Podał, że wynagrodzenie brutto pielęgniarek i położnych z tytułu umów cywilnoprawnych w przeliczeniu na pełen etat (bez nadgodzin) w placówkach podległych samorządowi dla 35 proc. zatrudnionych wynosi od 5,1 do 5,8 tys. zł, dla 32 proc. zatrudnionych - od 4,5 do 5,1 tys. zł, a dla 26 proc. - od 3,8 do 4,5 tys. zł. Tylko 6 proc. zarabia poniżej 3,8 tys. zł.

Struk poinformował, że w ostatnich sześciu latach pomorski samorząd na inwestycje, doposażenie i oddłużenie w należących do niego placówkach przeznaczył 792 mln zł.

Wiceprezes spółki Copernicus Podmiot Leczniczy w Gdańsku (największy podmiot należący do samorządu województwa obejmujący dwa szpitale) Krzysztof Wójcikiewicz zapewnił na konferencji, że "grupa pielęgniarek i położnych nie jest w jakikolwiek sposób deprecjonowana; jest jak najbardziej istotna i ważna". "Trochę jesteśmy zdziwieni, że takie masowe zdarzenie dziś następuje" - dodał.

Tłumaczył, że "od wielu lat stawka związana z wyceną punktu przeliczeniowego refundacji ze strony NFZ nie zmieniła się (...), a więc zdolność zwiększania wynagrodzeń naprawdę jest wielkim problemem dla zarządów spółek". Ocenił, że spełnienie postulatu płacowego protestujących oznaczałoby w tej chwili "katastrofę finansową dla spółki i utratę zdolności wykonywania świadczeń, co oznaczałoby istotne zagrożenie zdrowotne dla regionu".

Zapewnił, że w związku z protestem w szpitalach należących do spółki nie wystąpiło zagrożenie dotyczące zapewniania opieki pielęgniarskiej.

Prezes szpitala im. św. Wincentego a Paulo w Gdyni Lidia Kadłubańska poinformowała, że wprowadzona od kwietnia br. podwyżka wynagrodzenia o 100 zł miesięcznie dla pielęgniarek oznaczała dla spółki kwotę 800 tys. zł rocznie. Zapowiedziała, że "jeśli sytuacja szpitala będzie stabilna i dobra, w następnym roku też będzie podjęta próba podwyższenia płac". Przyznała, że "rzeczywiście trzeba brać pod uwagę obniżającą się liczbę chętnych osób do wykonywania tego zawodu".

Struk zwrócił uwagę, że w jednostkach podlegających samorządowi województwa "nie odczuwa się istotnych braków personelu pielęgniarek i położnych".

W ramach protestu pielęgniarki przez kilka godzin rozdały na ulicach Gdańska ok. 20 tys. ulotek informujących o powodach akcji. Podały, że w Polsce na tysiąc mieszkańców przypada statystycznie 5,5 pielęgniarki, podczas gdy w Szwajcarii - 16. "Polityków nie interesuje bezpieczeństwo Pacjentów! Pamiętaj o tym 16 listopada!" - napisano na ulotce.

 

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Czwartek
noc
1°C Czwartek
rano
3°C Czwartek
dzień
3°C Czwartek
wieczór
wiecej »

Reklama