Marsz Niepodległości przeszedł we wtorek po południu w Warszawie z ronda Dmowskiego w okolice Stadionu Narodowego. Na trasie i u celu marszu dochodziło do incydentów i bójek z policją. Do tej pory zatrzymanych 215 osób; rannych co najmniej dwóch policjantów.
Policja użyła gazu łzawiącego i pieprzowego, armatek wodnych i broni gładkolufowej. Ponad 200 osób doprowadzono na policję. Co najmniej jeden ranny został przewieziony do szpitala.
Policja otoczyła grupę zamaskowanych osób, która oddzieliła się od marszu i atakowała funkcjonariuszy. Organizatorzy i służba porządkowa nawoływali do zachowania spokoju. Parokrotnie dla uspokojenia sytuacji intonowali hymn narodowy. Agresywnych zamaskowanych osobników starała się powstrzymać straż marszu. Przez kordon, który utworzyła, przebiło się kilkaset osób, w większości agresywnych.
"Oddzieliliśmy grupę chuliganów i staramy się ich zatrzymać. Używamy armatek wodnych, w tym z wodą barwioną, by później te osoby biorące udział w burdach łatwiej zidentyfikować" - mówił po zatrzymaniu pierwszych chuliganów rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. Dodał, że użyta został też broń gładkolufowa do rozproszenia atakujących ją grup, które oddzieliły się od marszu.
Na rondzie Waszyngtona chuligani demolowali znaki drogowe, barierki oddzielające torowisko, przystanki tramwajowe. Gdy czoło marszu utknęło, część uczestników z końca pochodu zawróciła w stronę centrum Warszawy, rozchodząc się spokojnie. Policjanci otrzymali rozkaz zatrzymywania wszystkich, którzy zachowują się agresywnie.
Według prezesa stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witolda Tumanowicza była to "grupa dosyć marginalna" zważywszy na liczbę spokojnych uczestników marszu.
Na błoniach Stadionu Narodowego, przy kamieniu upamiętniającym dom, w którym urodził się Roman Dmowski, odbył się wiec kończący marsz.
Do mniejszych incydentów dochodziło już w trakcie przemarszu na wiadukcie mostu Poniatowskiego. Straż marszu powstrzymała na wysokości Muzeum Narodowego co bardziej krewkich uczestników pochodu, którzy - w większości zamaskowani - chcieli się odłączyć od głównej kolumny. Na trasie marszu, który ruszył z ronda Dmowskiego pod hasłem "Armia patriotów" kilkanaście osób próbowało zaatakować funkcjonariuszy; sytuacja została jednak szybko opanowana.
Skandowano: "Cześć i chwała bohaterom", "Roman Dmowski odkupiciel Polski", "Wielka Polska katolicka", "Silny naród - wielka ojczyzna", a także: "Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę". Uczestnicy przynieśli flagi narodowe, emblematy klubów piłkarskich, flagi ze znakiem ONR - symbolem Falangi i z przekreślonym sierpem i młotem. Były także emblematy NSZ. Jeszcze zanim marsz wyruszył, część uczestników odpaliła race, wybuchały petardy.
Uczestnicy zgromadzenia powoli się rozchodzą. Pracę zaczynają służby porządkowe, ponieważ po przejściu marszu na Alejach Jerozolimskich pozostało wiele śmieci - resztki petard, rozbite butelki oraz drzewce od flag.
B. poseł Artur Zawisza mówił, że na marsz przyszło się 100 tys. osób, na wiecu przemawiali delegaci z zagranicy, m.in. ze Lwowa, a także nacjonaliści z Francji i Wielkiej Brytanii.
Tegoroczna trasa przebiegała inaczej niż w latach ubiegłych. Marsz nie szedł osią północ-południe, ul. Marszałkowską do placu Konstytucji, lecz z zachodu na wschód Alejami Jerozolimskimi i mostem Poniatowskiego na drugą stronę Wisły.
Policja zgromadziła oddziały nie tylko wzdłuż trasy marszu - m.in. zamknęła schody i kładki prowadzące na most Poniatowskiego - ale też w miejscach, gdzie w poprzednich latach dochodziło do zamieszek - przy ambasadzie rosyjskiej, przed squatami w Śródmieściu oraz na pl. Zbawiciela, gdzie podpalano instalację "Tęcza". Funkcjonariusze otoczyli także często wandalizowany pomnik poległych radzieckich żołnierzy w parku Skaryszewskim obok stadionu.
W zabezpieczeniu manifestacji wzięły udział m.in. policyjne śmigłowce z kamerami. W całym kraju policjanci sprawdzali informacje o osobach, które wybierają się do Warszawy na marsz i mogą mieć ze sobą materiały pirotechniczne i niebezpieczne przedmioty.
Jak powiedziała już w trakcie zamieszek szefowa stołecznego biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Ewa Gawor, nie było wniosku o rozwiązanie marszu.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.