Czekał na nią z 39 różami. Po jednej za każdy rok rozłąki.
Poznawali się i zakochiwali w czasach, które miłości nie sprzyjały. Wbrew, zdawałoby się, zdrowemu rozsądkowi, w imię uczucia narażali siebie, jakby chcieli zamanifestować, że mimo starań oprawców zachowali w sobie człowieczeństwo.
– W trakcie swoich badań, gromadzenia materiałów do kolejnych publikacji stykam się z różnymi ludzkimi historiami. Niektóre z nich mogą się wydawać wręcz nierealne, a jednak są prawdziwe. Życie to najlepszy scenarzysta – stwierdza Piotr Duma, historyk, regionalista, nauczyciel w Gimnazjum nr 3 w Tarnobrzegu. – W tej chwili pracuję nad drugim tomem „Tarnobrzeskich śladów”, w którym przybliżę miejsca związane z majorem Hieronimem Dekutowskim ps. Zapora, pochodzącym z Tarnobrzegu żołnierzu wyklętym.
Słowo znaczyło słowo
– Zbierając materiały, wczytując się w różne książki, archiwalia, zacząłem odkrywać także to mniej znane oblicze Zapory, postrzeganego przede wszystkim z perspektywy żołnierza, patrioty, męczennika za sprawę. Tymczasem był to młody człowiek, który oprócz miłości do ojczyzny, zapałał uczuciem do dziewczyny – mówi pan Piotr.
W czasie II wojny światowej służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, gdzie przedostał się po ucieczce z obozu internowania na Węgrzech. Po upadku Francji zdołał dotrzeć do Anglii. W 1943 r. został przerzucony do kraju jako jeden z cichociemnych, gdzie walczył w szeregach Armii Krajowej. Po wycofaniu się Niemców i wejściu wojsk sowieckich zdecydował się na powrót do podziemia, tym razem antykomunistycznego. – Nie wiem, czy tak w rzeczywistości było... – zastrzega Piotr Duma. – ... ale po lekturze wspomnień dotyczących Dekutowskiego wyłania się nam człowiek mimo młodego wieku o niezwykłym wręcz poczuciu odpowiedzialności. Dla żołnierzy ze swego oddziału był niczym ojciec, żył ich problemami, dbał o wyżywienie, odzienie, codzienne sprawy bytowe. Kiedy natrafiłem na informację mówiącą o decyzji dotyczącej powrotu do partyzantki i zerwaniu zaręczyn z narzeczoną Teresą Partyką – sanitariuszką AK i studentką medycyny – od razu nasunęła mi myśl, że zrobił to dla niej. Ze zwyczajnej troski i odpowiedzialności za nią, wypływającej z autentycznej miłości. Nie zerwał zaręczyn, bo już jej nie chciał, przestał kochać. Wiedział, że z tej kolejnej walki najprawdopodobniej nie wyjdzie żywy, a w najlepszym przypadku trafi na wiele, wiele lat do więzienia lub zdoła uciec za zieloną granicę, na zawsze opuszczając Polskę i ją. Nie chciał zwyczajnie wiązać jej życia. Zwalniając ze słowa, a dawniej słowo to była świętość, zwrócił dziewczynie wolność, by mogła sobie ułożyć kiedyś życie. Nie chciał, tak mi się wydaje – podkreślam, że są to wszystko tylko moje przypuszczenia – by jako jego narzeczona doświadczyła szykan ze strony władz komunistycznych, by nie była traktowana jako obywatel drugiej czy nawet trzeciej kategorii. To był wyraz prawdziwej miłości. Ale czy tak faktycznie było, wiedzieli o tym tylko Teresa Partyka-Gaj i sam Zapora. Ale chciałbym to tak widzieć. Zresztą ich pokolenie do kwestii uczuć i odpowiedzialności za drugą osobę podchodziło bardzo poważnie. Tak było również w przypadku dwóch par, które stały się symbolami miłości w miejscu, gdzie zdawałoby się, że królowała tylko śmierć.
Romeo i Julia z Auschwitz
Źródło: Wikipedia Mala Zimetbaum Rzecz dotyczy Cyli Cybulskiej i Jerzego Bieleckiego oraz Mali Zimetbaum i Edwarda Galińskiego. Dwóch par Żydówek i Polaków, które połączyła prawdziwa, czysta miłość w obozie Auschwitz-Birkenau. Mala i Edward po długich przygotowaniach do ucieczki z obozu wydostali się z niego 24 czerwca 1944 r. Oboje zdawali sobie sprawę, że ona jako Żydówka, mimo iż była lubiana przez niemieckie strażniczki, między innymi za znajomość języków obcych, nie ma szans na przeżycie. Niestety, szczęście nie było im dane. Po schwytaniu już na terenie Słowacji trafili ponownie do Auschwitz, gdzie po brutalnych przesłuchaniach trafili do bloku śmierci. I tam znowu się odnaleźli. Porozumiewali się, nucąc ulubione melodie. Oboje zostali skazani na śmierć. Mala, nie chcąc dać hitlerowcom satysfakcji, podcięła sobie żyły.
– Kiedy esesman zobaczył to, próbował zatamować krwawienie. Wówczas ona tą zakrwawioną dłonią zdzieliła go po twarzy – opowiada Piotr Duma. – Za taką obelgę spotkała ją okrutna śmierć. Skopaną, Źródło: Wikipedia Edward Galiński w obozowym pasiaku zmasakrowaną zawieziono ją do krematorium. Nie wiadomo, czy do pieca trafiła jeszcze żywa, czy jak krążyła opowieść, zmarła, zażywając truciznę dostarczoną jej przez jedną z więźniarek.
Druga para miała zdecydowanie więcej szczęścia, gdyż udało im się zbiec z obozu i przeżyć wojnę, choć los tak sprawił, że nie mogli zakończyć swojej opowieści stwierdzeniem: żyli długo i szczęśliwie.
39 lat rozłąki
Jerzy Bielecki trafił do Auschwitz z pierwszym transportem 14 czerwca 1940 r., otrzymując numer obozowy 243. Miał 19 lat. Dzięki pomocy ze strony wielu ludzi, w tym mieszkańców okolicznych miejscowości, członkom organizacji charytatywnych, przeżył w tym piekle cztery lata, mimo iż już podczas pierwszego apelu usłyszał, że ma przed sobą trzy miesiące życia.
Cyla Cybulska trafiła do obozu 21 stycznia 1943 roku. Odtąd jej imię i nazwisko brzmiało 28558. – Trafiła do pracy przy cerowaniu worków w jednym z magazynów paszowych, gdzie pracował m.in. Jerzy Bielecki. Tam on oraz jego dwaj przyjaciele, Kazimierz Jankowski i Marian Wudniak, poznali swoje ukochane – mówi Piotr Duma. – W ucieczce Jerzemu pomógł jeszcze inny przyjaciel Tadeusz Srogi, który dostarczył mu umundurowanie esesmana i stosowną przepustkę. Wyszli z obozu jako esesman odprowadzający więźniarkę na przesłuchanie. Po wielu perturbacjach dotarli do Muniakowic, krewnych Jerzego. Ten postanowił wstąpić do partyzantki, bo tak nakazywał mu honor i powinność wobec ojczyzny, Cyla zaś miała się ukrywać we wsi Przemęczany-Gruszów. Po wycofaniu Niemców Cyla czekała na powrót Jerzego. Ale zamiast ukochanego dotarła do niej wieść, że zginął podczas walk z hitlerowcami. Dziewczyna postanowiła wyjechać do Łomży do swojej ciotki. W pociągu poznała swojego przyszłego męża, Dawida Zacharowicza. Opuścili Polskę, wyjeżdżając najpierw do Szwecji, a potem do Stanów Zjednoczonych. Jerzemu, który rozminął się ze swoją ukochana o parę dni, powiedziano, że Cyla wyjechała i zmarła w Szwecji.
Źródło: Wikipedia Jerzy Bielecki po ucieczce z obozu Przez kilkadziesiąt kolejnych lat, mimo że założyli rodziny, pamiętali o sobie. Ona każdego 1 listopada zapalała świeczkę dla Jerzego, on szukał jej na wszelkie sposoby. Dopiero w 39 lat później, dzięki pracującej u Cyli Polce, cudem odnaleźli się. Zobaczyli się 8 czerwca 1983 r. na warszawskim lotnisku. On stał z bukietem 39 czerwonych, płomiennych róż.
– Po Mali i Edwardzie w Muzeum Auschwitz-Birkenau pozostała niezwykła pamiątka, będąca dowodem ich bezgranicznej miłości – kartka z odręcznym napisem: „Mally Zimetbaum 19880, Edward Galiński 531” zawierająca zetlałe pukle ich włosów – dodaje pan Piotr. – O miłości Cyli i Jerzego powstał zaś film, który największego twardziela nie pozostawi obojętnym.
Cyla Cybulska zmarła w lutym 2006 r., w październiku pięć lat później dołączył do niej Jerzy.
Jerzy Bielecki po wojnie założył Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich, którego był honorowym prezesem. W 1985 r. zaś został uhonorowany za pomoc Żydom w czasie II wojny Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Ponadto był Honorowym Obywatelem Państwa Izrael. W 2006 r. znalazł się w grupie byłych więźniów Auschwitz, którzy spotkali się z ojcem świętym Benedyktem XVI przed Ścianą Śmierci na dziedzińcu bloku 11.
Czy w dzisiejszych czasach potrafimy sobie mówić: "kocham"? Zapraszamy do naszego konkursu TUTAJ.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.