Irańska policja i prorządowe oddziały paramilitarne zaatakowały i rozproszyły w sobotę kilkuset uczestników protestu w Teheranie - poinformowali świadkowie.
Uczestnicy demonstracji wznosili okrzyki: "Śmierć dyktatorowi" i "Chcemy zwrotu naszych głosów" - nim zostali zaatakowani i pobici przez policję.
Świadkowie zajść powiedzieli o nich agencji Associated Press zastrzegając sobie anonimowość w obawie przed zemstą.
Po zapadnięciu zmroku Irańczycy w Teheranie pojawiali się na dachach domów, skąd dalej wołali: "Śmierć dyktatorowi" i dziękowali "za wsparcie odważnym sąsiadom", co - jak pisze AP - było zapewne odpowiedzią na manifestacje solidarności na całym świecie.
Irańska opozycja uważa, że prezydent Mahmud Ahmadineżad wygrał wybory z 12 czerwca drogą fałszerstw.
W burzliwych masowych protestach przeciwko wynikom wyborów zginęło, według oficjalnych danych, 20 demonstrantów i siedmiu funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa. Rannych zostało ponad tysiąc osób. Aresztowano także około tysiąca opozycjonistów.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.
W stolicy władze miasta nie wystawią przeznaczonych do zbierania tekstyliów kontenerów.