W Amsterdamie rozpoczął się V Światowy Kongres Rodzin. Zgromadził ludzi różnych wyznań, religii, a nawet niewierzących. Tych, którym leży na sercu dobro rodziny. Zdumiewające, ale jego organizacja wywołała protesty środowisk feministycznych. Członkowie Autonomicznej Akcji Feministycznej nazwali uczestników kongresu „fundamentalistycznymi chrześcijanami” i na słownym ataku się nie skończyło. Pod koniec lipca biuro organizatorów zostało zdemolowane przez nieznanych sprawców, którzy na ścianach wymalowali obsceniczne rysunki i powypisywali antychrześcijańskie hasła. Być może w obawie przed reakcją tych środowisk nie przybył na spotkanie holenderski minister do spraw młodzieży i rodziny André Rouvoet, który uczestnikom kongresu przesłał swoje przesłanie w nagraniu video. Choć może trzeba się cieszyć, że zrobił przynajmniej tyle.
Już pierwszy dzień Kongresu pokazał, że problemy rodzin często wynikają ze złych, promujących niemoralność rozwiązań prawnych i błędnych koncepcji społecznych. Gdy na te problemy spojrzeć z polskiej perspektywy widać, że i my zmierzamy w złym kierunku.
Przykłady? Parę lat temu dano matkom samotnie wychowującym dzieci możliwość wspólnego z dziećmi rozliczania się z podatku. Powiedzenie, że nie zachęca to, zwłaszcza niezamożnych, do zawierania małżeństwa, byłoby eufemizmem. Nie uważam, że należy samotnym matkom ten przywilej odebrać. Wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że państwo powinno dać taką możliwość wszystkim rodzinom. Także najbogatszym. Przecież wychowanie dzieci to inwestycja, która w szerszej perspektywie całemu społeczeństwu się opłaca. Dlaczego rodziny dyskryminować?
Bardzo niepokojące wydają mi się także zapowiedzi ułatwień w odbieraniu dzieci rodzinom, które nie potrafią o nie należycie zadbać. Już dziś kuratorzy i opieka społeczna działają pod presją mediów. Gdy zaryzykują i w skomplikowanej sytuacji zostawią dziecko w rodzinie, a coś się stanie, nikt nie zostawi na nich suchej nitki. Łatwiej im skrzywdzić rodziców i dziecko, bo ich krzyk nie jest tak głośny. Czy naprawdę pracownicy socjalni mają kompetencje, by decydować o szczęściu lub tragedii rodziny? Zwłaszcza gdy wyobrażenie o tym, co jest mieszkaniem zaniedbanym, a co meliną, czerpią z wyobrażeń w własnym mieszkaniu, w którym nie ma ciągle wszystko rozrzucających dzieci.
Znana w katolickiej nauce społecznej zasada pomocniczości domaga się, by pomocy grupom niżej zorganizowanym udzielać tylko wtedy, gdy jakiś problem je przerasta. Dotyczy to także rodzin. Dopóki oderwani od życia ideolodzy będą wchodzić w kompetencje rodziny i utrudniać jej życie, będzie coraz gorzej.