Tsunami niegospodarności - tak funkcjonowanie kancelarii premiera za rządów PO-PSL nazwała w Sejmie szefowa KPRM Beata Kempa. Jak mówiła, zespół ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej kosztował 265 tys. zł. Według niej wydatki ukrywano w ramach Centrum Usług Wspólnych.
Szefowa kancelarii premiera poinformowała, że przejęła Kancelarię z bardzo wysokim deficytem - 13 mln zł. "Jak na budżet Kancelarii to bardzo dużo. Ale to jest tylko jeden rok. Lata poprzednie to było również 13 mln, były lata, gdy było 18 mln, 20 mln deficytu. Mechanizm, jaki stworzono, był taki, żeby ukrywać koszty w ramach Centrum Usług Wspólnych (CUW)" - powiedziała.
"Strata netto Centrum Usług Wspólnych z tego powodu, ale jeszcze kilku innych, które stały się przedmiotem stosownych wniosków do prokuratury, wyniosła (w 2015) 25,7 mln zł, w 2013 - 21,7 mln zł, 2014 - 18 mln zł. Zwracała na to uwagę NIK, tyle, że nikogo to nie interesowało. Kancelaria zajmowała się w dużej mierze propagandą" - powiedziała szefowa KPRM.
Kempa wiele miejsca poświęciła działalności Centrum Usług Wspólnych. Według niej "w 2014 r. dyrektor CUW podjęła decyzję o wynajęciu na okres 20 lat części nieruchomości przy ul. Powsińskiej stanowiącej siedzibę CUW spółce VCentrum". "Mienie oddane nie było mieniem zbędnym. Do chwili oddania w wynajem było wykorzystywane do realizacji podstawowej działalności CUW, w następstwie tej niekorzystnej umowy Centrum zostało zmuszone do zamawiania usług u swojego najemcy świadczonych w tym zakresie, w jakim samo centrum częściej prowadziło działalność" - mówiła.
Jako przykład podała komputer diagnostyczny do samochodów mark Volkswagen, który oddano w najem. "Tym samym CUW pozbawił się możliwości diagnostyki własnych samochodów za pomocą narzędzia, które właśnie w tym celu zostało nabyte za publiczne pieniądze" - zaznaczyła Kempa. Jak podała, ta sprawa jest przedmiotem badania przez prokuraturę; zwróciła się do ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego o objęcie tej sprawy nadzorem.
Jak mówiła, przedmiotem zainteresowania CBA są dwie umowy zawarte przez dyrektora Centrum Usług Wspólnych w 2015 r. z wewnętrzną kancelarią prawną; realizacja tych umów we wspomnianym roku wyniosła 359 tys. 775 zł.
Kempa wytknęła m.in., że dwóch doradców gabinetu politycznego, tylko w 2015 roku "wygenerowało bardzo wysokie koszty usług telekomunikacyjnych". Jak skonkretyzowała, było to 147 tys. zł. "Ileż można rozmawiać przez telefon?" - zastanawiała się. "Stanowiło to ok. 35 proc. ogólnych kosztów wszystkich telefonów służbowych kancelarii" - poinformowała.
"Najwyższe środki finansowe na umowy cywilno-prawne dotyczyły wynagrodzeń pięciu członków słynnego zespołu ds. wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy lotniczej z 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Łącznie ten zespół kosztował Skarb Państwa 265 tysięcy złotych" - powiedziała Kempa.
Doprecyzowała, że oprócz wynagrodzenia dla członków tego zespołu kierowanego przez Macieja Laska, w kwocie ponad 222 tys. zł., wypłacono środki w łącznej kwocie 42 tys. zł na usługi doradztwa, redagowania tekstów oraz utrzymywania strony internetowej. Jak dodała, Maciej Lasek otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 7-8 tys. zł, a pozostałe osoby - 6 tys. zł brutto miesięcznie.
Lasek odniósł się do informacji przedstawionych przez Kempę na profilu społecznościowym. Według niego "można stwierdzić, że zamknięcie dorobku Zespołu kwalifikuje się na zarzut niegospodarności". "Bo merytorycznie nie można tego obalić" - zaznaczył.
Zespół ds. wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej został powołany przez premiera Donalda Tuska; skupiał ekspertów, którzy wcześniej zasiadali w komisji Jerzego Millera, badającej katastrofę Tu-154M. Ich zadaniem było odnoszenie się w mediach do alternatywnych - wobec raportu Millera - hipotez stawianych głównie przez zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej, którego przewodniczącym był Antoni Macierewicz (PiS).
W ocenie Kempy "tak naprawdę, chyba nie interesowano się tym, co robią dyrektorzy w poszczególnych departamentach". Jako przykład wymieniła współfinansowany przez kancelarię premiera projekt "Podnoszenie wrażliwości sędziów i prokuratorów w zakresie równego traktowania". "Dlaczego miała się tym zajmować kancelaria, nawet, jeśli miała pełnomocnika ds. równego traktowania?" - mówiła. "W owej książce zajmowano się luźną dywagacją, którą mieli czytać sędziowie i prokuratorzy - jakby nie mieli nic lepszego do roboty - i takie wytyczne mogły iść z kancelarii, na przykład: +Nie należy używać określeń +cygan+ czy +Murzyn+, gdyż...+ - nie będę państwu dalej wyjaśniać" - cytowała.
"Jednym z największych i niemających żadnego oparcia w faktach jest łączenie homoseksualizmu z pedofilią" - cytowała poradnik szefowa kancelarii premiera. "Tym zajmowała się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów" - mówiła.
Szefowa KPRM poinformowała też, że koszty organizacji ośmiu wyjazdowych posiedzeń Rady Ministrów w 2015 roku wyniosły około 216 tys. zł, ale - jak zastrzegła - trzeba do tego doliczyć koszty dodatkowe poniesione przez Centrum Informacyjne Rządu w kwocie ponad 80 tys. zł.
Kempa poinformowała również, że zidentyfikowano istotny problem "niedostosowania" gmachu KPRM, szczególnie tzw. skrzydła premierowskiego. "Ci, którzy śmieją się, że przejęliśmy Polskę w ruinie, bo często o tym mówiliśmy, to (teraz) pokazuje to, w jakich warunkach przychodzi dzisiaj pracować premierowi. Jest to bardzo duży problem również z punktu widzenia bezpieczeństwa premiera" - zaznaczyła.
"Pokazuje to, że i te elementy zostały w sposób ewidentny zaniedbane" - podkreśliła szefowa KPRM. Jak dodała, stwierdzono również brak nadzoru nad składnikami majątkowymi KPRM, a niedobory dotyczyły 486 sztuk środków trwałych, m.in. mebli czy sprzętu komputerowego o łącznej wartości początkowej 502 tys. zł.
Według Kempy w kancelarii nie wyciągnięto niemal żadnych wniosków z katastrofy smoleńskiej. W jej ocenie "nagminną praktyką" było przedkładanie do podpisu składu delegacji po powrocie delegacji. Jak mówiła, powołany został zespół, który szczegółowo te procedury określi; kancelaria podjęła również działania mające na celu uporządkowanie kwestii bezpieczeństwa sprawujących funkcje w KPRM.
Kempa poinformowała, że za rządów PO-PSL wszyscy dyrektorzy generalni mieli wynagrodzenie wyższe od ministrów, 14 dyrektorów miało wynagrodzenie wyższe niż premier, a trzech - wyższe od prezydenta. Powiedziała, że w KPRM, gdy władzę przejęło PiS, zmniejszono zarobki na wyższych stanowiskach w służbie cywilnej.
Jak zaznaczyła, głównym kierunkiem działania KPRM powinno być m.in. "tworzenie systemu ocen i wdrażania polityk publicznych" oraz kwestie dot. sprawności działania aparatu państwa. "W tym przypadku w latach 2007-2015 skupiono się bezwzględnie i tylko na polityce informacyjnej" - oceniła.
Dodała, że zidentyfikowała "istotne słabości kontroli zarządczej". "To był brak procedur ciągłości działania. Nie ma w kancelarii jednorodnego, spójnego planu i systemu zarządzania ciągłością działania. Nie wdrożono systemowego modelu zarządzania, po to, żeby podnieść jakość podejmowania decyzji, jakość procesów zarządczych" - zaznaczyła.
Szefowa kancelarii premiera zarzuciła też poprzedniej ekipie duże opóźnienia w implementacji prawa unijnego. Według niej nie wprowadzono 42 projektów, groziły Polsce wysokie kary. Jak podkreśliła Kempa, obecny rząd w "bardzo krótkim, półrocznym czasie" wprowadził 20 projektów.
Kempa odniosła się do prośby polityków m.in. opozycji, która zwraca się o audyt przedstawiany przez poszczególnych ministrów rządu na piśmie. "Zawsze można się zwrócić w trybie dostępu do informacji publicznej albo ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora o poszczególne dokumenty, tylko trzeba, żebyście państwo wiedzieli co robiliście i czego chcecie się domagać" - powiedziała.
"Proces owych - można dziś powiedzieć jasno i wyraźnie - patologii, nie ominął również KPRM" - powiedziała. Poinformowała, że powołano Centrum Oceny Administracji. "Administracja musi wiedzieć, że służy państwu, że musi być sprawna, administracja też musi wiedzieć, że ma mądrych i odpowiedzialnych ministrów, którzy potrafią nimi kierować. I tak jest od 16 listopada 2015 r." - podsumowała.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.