Jako ciężki, ale stabilny określił stan 19 górników, którzy po piątkowej katastrofie w kopalni "Wujek" w Rudzie Śląskiej trafili do Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich, dyrektor tej placówki Mariusz Nowak. Podkreślił, że pierwsze rokowania będą możliwe za kilka dni.
Dyrektor podkreślił, że wszyscy przewiezieni do CLO górnicy żyją. Jak mówił, przez noc "ich stan nie uległ radykalnemu pogorszeniu". Nieprzytomny jest jeden mężczyzna, przewieziony w nocy do Siemianowic ze szpitala w Bytomiu. Jak mówił Nowak, lekarze walczą o jego życie.
Pozostali górnicy są przytomni. Jak mówił, wiedzą co się stało, ale są w szoku pourazowym. Występują u nich rozległe obrzęki twarzy, mają więc trudności w mówieniu, nie widzą. Lekarze zabezpieczają obrzęki, dokonują tzw. nacięć odbarczających. Jeżeli jest taka potrzeba, wdrażają antybiotykoterapię.
Górnicy hospitalizowani w Siemianowicach mają poparzone od 40 do 90 proc. powierzchni ciała. Według lekarzy, przy ciężkich oparzeniach ważniejszym czynnikiem niż ich rozległość jest głębokość ran. Wiele zależy też od tego, jak długo wysoka temperatura działała na pacjenta.
Przez noc umieszczeni w CLO górnicy poddawani byli - w miarę możliwości - tzw. bronchoskopii. To diagnostyczne badanie dróg oddechowych pod kątem ich oparzeń. U wszystkich dwunastu przebadanych w piątek i w nocy pacjentów stwierdzono takie poparzenia, tylko u dwóch nie są one poważne.
Lekarze podkreślają, że w przypadku oparzeń, trudno mówić o rokowaniach w pierwszych dobach leczenia. Każde ciężkie oparzenie jest bowiem groźne, nie wiadomo bowiem jak zareaguje na nie organizm. O ewentualnych rokowaniach można mówić dopiero po kilku dniach.
Każdy z poparzonych górników - w miarę jego stanu zdrowia - będzie też poddawany działaniu komory hiperbarycznej. Siemianowicka "oparzeniówka" dysponuje największą taką komorą w Polsce.
Jeden seans w komorze hiperbarycznej trwa półtorej godziny. Tlen hiperbaryczny, czyli pod wyższym ciśnieniem, pomaga ustabilizować błony komórkowe; w pierwszym okresie leczenia zmniejsza tzw. przesięki tkanek, a także występujące w chorobie oparzeniowej zaburzenia wodno-elektrolitowe i białkowe.
W siemianowickiej "oparzeniówce" w piątek umieszczono 18 najpoważniej rannych górników. Jednego dowieziono tam w nocy. Pozostali - nieco lżej ranni - trafiali do Szpitala św. Barbary w Sosnowcu (6) i Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach - Ochojcu (4), a także szpitali w Rudzie Śląskiej (5), Bytomiu (1), Siemianowicach Śląskich (3) Chorzowie (2) oraz Łęcznej (Lubelskie - 1).
W katastrofie w rudzkiej części kopalni "Wujek" zginęło w piątek 12 górników. Do szpitali trafiło łącznie 41 poparzonych osób. Stan co najmniej kilkunastu jest ciężki. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.