Ponad 3 tys. osób doszło na Rynek Główny w I Małopolskim Marszu dla Życia i Rodziny. - Wszyscy jesteśmy tu prawdziwie za życiem, bez żadnego słowa "ale" - mówili jego uczestnicy.
Marsz pod hasłem "Życiu - TAK!" podzielony był na dwa człony. Pierwszy (jego trasa liczyła 6,5 km) wyszedł z sanktuarium św. Jana Pawła II, gdzie podczas Mszy św. otrzymał błogosławieństwo metropolity krakowskiego. Drugi, który do przejścia miał 2,5 km, wyruszył z kościoła św. Józefa w Podgórzu.
Oba pochody połączyły się przy stadionie "Korony", skąd poszły już wspólnie, radośnie śpiewając i modląc się, w kierunku kościoła św. Wojciecha, gdzie na wszystkich czekał kard. Stanisław Dziwisz.
Co ważne, uczestnicy marszu nie szli sami - towarzyszyli im uśmiechnięci św. Jan Paweł II i św. Matka Teresa z Kalkuty, którzy spoglądali na wszystkich z ogromnych wizerunków, oraz figurka Matki Bożej Brzemiennej. Papież Polak obecny był też w niesionych relikwiach.
- Wszyscy tu obecni chyba zgodnie wierzymy, że oboje święci patrzą też na nas z nieba, cieszą się z tego, co widzą i wstawiają się za nami. Nie bez przyczyny, gdy marsz wyruszał, zza chmur wyjrzało słońce - mówili maszerujący.
Wszyscy cieszyli się, iż mogą dziś powiedzieć całemu Krakowowi i wszystkim, do których dotrą medialne relacje, że są prawdziwie pro-life.
- Jesteśmy zdecydowanie za życiem i przeciwko aborcji, bez żadnych ale i słownych uproszczeń. Życie jest życiem, a śmierć jest śmiercią. Między nimi nie ma wyboru, a każde życie dziecka jest darem. Walczyć trzeba jedynie o to, by każda matka nie musiała stawać przed dramatycznym wyborem, czy to życie przyjąć. Jeśli jest w trudnej sytuacji, powinna znaleźć ludzi, którzy jej prawdziwie pomogą. Jeśli dziecko jest chore, też nie można zostawić kobiety bez wsparcia. Na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia - przekonują Ania i Łukasz, którzy na marsz przyszli z dwójką dzieci.
- Mamy jeszcze drugą dwójkę dzieci, w niebie. Jedno zmarło jeszcze przed urodzeniem, drugie żyło tylko kilka dni. Dlatego wiemy coś o stracie i nigdy nie dopuścilibyśmy się aborcji - dodają.
- My też mamy jedno dziecko w niebie, a dwoje przyszło tu dziś z nami. Chcemy dać świadectwo tego, że jesteśmy za życiem i idziemy, by dać odpowiedź na to, co działo się w naszym mieście i w kraju w ostatnich dniach - mówią Kasia i Olgierd.
- Jeszcze wczoraj rozmawiałam z moją córką, która chodzi obecnie do gimnazjum. Okazuje się, że w swojej klasie jako jedyna jest pro-life, a koleżanki i koledzy powtarzają to, co słyszą od rodziców i w mediach. Jest jej trudno, ale jednocześnie dostaje od nas taką wiedzę, która pozwala jej mądrze dyskutować z rówieśnikami. Mówiąc najprościej, człowiek w brzuchu matki jest takim samym człowiekiem jak ten, który już się urodził. Dlatego każdy ma prawo do życia. Czy to, że jeden z moich synów jest niepełnosprawny miałoby oznaczać, że powinien się nie urodzić? - pyta retorycznie pani Weronika, która na marsz przyszła z mężem i piątką dzieci.
Justyna na marsz również przyszła z mocną ekipą: mężem, dwójką dzieci, teściem i dwiema szwagierkami z dziećmi. Jak tłumaczy, jeśli państwo pozwoli na zabijanie dzieci, to kobiecie, która z różnych przyczyn przeżywa ciężkie chwile, łatwiej będzie zdecydować się na aborcję.
- Zrobi więc coś, czego potem będzie żałowała do końca życia. A jeśli państwo postawi blokadę na aborcję, jest szansa, że taka matka poszuka prawdziwej pomocy i przyjmie swoje dziecko - zauważa.
Z kolei pan Radosław, maszerujący z dwiema córkami: Olą i Anią, mówi krótko: - Mamy jeden, wspólny cel - obronić jak największą liczbę małych istnień, czyli dzieci, które jeszcze się nie urodziły. Człowiek nie staje się człowiekiem dzień przed narodzinami, ale już pierwszego dnia po zapłodnieniu DNA określa wszystkie jego cechy. A czy dziecko jest zdrowe czy chore, to tylko Pan Bóg może decydować o jego życiu. Rodzice nie mają prawa decydować o śmierci - przekonuje.
Państwo Joanna i Krzysztof na marsz do Krakowa przyjechali ze Skawiny. - Należymy do Domowego Kościoła i wierzymy, że dobro zawsze zwycięża. Dlatego mamy nadzieję, że to, co w czwartek stało się w sejmie, to tylko wyraz ostrożności posłów, a nie zła wola i że nasze państwo - prędzej czy później - zagwarantuje pełną ochronę życia dzieci poczętych - mówią.
Kard. Stanisław Dziwisz, który przywitał uczestników pochodu na Rynku Głównym, nawiązując do bolesnego, czarnego marszu mówił, że ten biały marsz nie jest ani przeciw komuś, ani nie jest protestem.
- Dzisiejszy pierwszy Małopolski Marsz jest dla Życia i Rodziny. Ten Marsz jest dla człowieka. Ten Marsz jest dla naszych najmniejszych braci i sióstr, którzy jeszcze nie mogą mówić, ale mają święte prawo ujrzeć światło dzienne i przyjazną ludzką twarz. Mają prawo stać się obywatelami ziemi. Naszej polskiej ziemi. Dlatego tym najmniejszym i najsłabszym użyczamy dziś naszych stóp i naszego głosu. To jest nasza powinność. To jest nasz odruch serca. To jest nasz najbardziej podstawowy gest sprawiedliwości i solidarności. To jest nasz gest miłosierdzia - zaakcentował kardynał.
Dodał też, że ten marsz jest też dla rodziny, bowiem nikt i nic nie zastąpi wspólnoty wyrastającej z miłości mężczyzny i kobiety.
Zarówno metropolita krakowski, jak i organizatorzy marszu, dziękowali za obecność wszystkim jego uczestnikom. Wiele osób dołączało do niego na trasie - niektórzy wysiadali nawet z niejeżdżących chwilowo tramwajów i widząc ideę przemarszu, spontanicznie mówili, że oni też są za życiem i chcą iść ramię w ramię z jego obrońcami.
Marsz był dziełem Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej, która do współpracy zaprosiła kilka instytucji i organizacji, m.in. Polską Akademię Obrońców Życia, Mężczyzn św. Józefa, Ruch Światło-Życie, Bractwo Małych Stóp, Caritas Archidiecezji Krakowskiej czy KSM.
Grażyny Kominek, prezes krakowskiej AK, cieszy się z sukcesu dzisiejszego marszu i zapowiada, że za rok ciąg dalszy nastąpi. - Zobaczcie, ile jest w nas dziś radości! W przyszłym roku idących za życiem będzie o wiele więcej - zapewniała.
PS. Według najnowszych szacunków, w marszu wzięło udział nie 3 tysiące (takie dane podane były "na gorąco"), lecz nawet 4 do 5 tysięcy osób. Ty bardziej są powody do radości.
Przeczytaj także: Czuję dziś radość i dumę
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.