Grupa badaczy w końcu października otwarła grób Chrystusa w Jerozolimie. Zaobserwowano przy tym ciekawy fenomen, który może uprawdopodobnić teorię dotyczącą powstania obrazu na Całunie Turyńskim.
Zjawisko to polega na wystąpieniu zakłóceń elektromagnetycznych. Spowodowały one, że używane przez badaczy urządzenia pomiarowe po umieszczeniu ich na kamieniu, na którym miało spoczywać ciało Jezusa, działały wadliwie bądź nie działały w ogóle. Ponadto gdy naukowcy mierzyli głębokość grobu przed usunięciem płyty grobowej, uzyskali wynik świadczący o tym, że nisza jest stosunkowa płytka. Jednak gdy marmurowa płyta została zdjęta, okazało się, że w rzeczywistości jest ona znacznie głębsza.
Wykrycie w Bożym grobie zaburzeń elektromagnetycznych jest przez niektórych kojarzone z teorią dotyczącą powstania obrazu na Całunie Turyńskim. Niedawno badała tę kwestię włoska państwowa agencja ENEA, zajmująca się energią i nowymi technologiami. Zdaniem jej ekspertów wykluczone jest, by całun był średniowieczną fałszywką. Zaproponowali oni teorię, wedle której obraz na płótnie mógłby powstać w efekcie oddziaływania źródła światła ultrafioletowego (VUV) o potężnej mocy. Szacują ją na 34 biliony watów. Tymczasem najsilniejsze źródła światła dostępne dziś na rynku dysponują mocą kilku miliardów watów. To co najmniej kilka tysięcy razy za mało, by wytworzyć znany wszystkim wizerunek.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.