Nie jestem wydziałem śledczym, nie miałem możliwości weryfikować informacji od Marcina P.; zostałem oszukany, ale Marcin P. oszukał nie tylko mnie, ale także 18 tys. osób - zeznał we wtorek przed komisją śledczą ds. Amber Gold Marek Lipski - były kurator szefa tej spółki.
Lipski jest kuratorem przy Sądzie Rejonowym Gdańsk-Południe, który w lutym 2012 r. złożył wniosek o wcześniejsze zwolnienie Marcina P. z dwóch dozorów.
"Miał pan trzy stałe dozory, w sumie do sześciu spraw wykonywał pan czynności" - mówiła przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS), odnosząc się do kontaktów Lipskiego ze sprawami Marcina P. Były to wcześniejsze sprawy - jeszcze sprzed afery Amber Gold, w których P. m.in. był skazywany i wymierzano mu kary w zawieszeniu z dozorem kuratora.
Przedmiotem wtorkowych zeznań przed komisją były przede wszystkim dwa dozory sprawowane przez Lipskiego wobec Marcina P., gdyż w związku z trzecim orzeczonym dozorem - dot. sprawy Multikasy - przeciw Lipskiemu toczy się postępowanie karne, co pozwoliło mu odmówić zeznań na ten temat.
Lipski tłumaczył, że działał w dobrej wierze, a złożenie przez niego wniosku o wcześniejsze zwolnienie Marcina P. z dwóch dozorów było wynikiem "błędu, ale nie przestępstwa". Jak doprecyzował, jego błąd polegał na tym, że Marcin P. "go oszukał".
"Czuję się też jednym z oszukanych, od czterech lat mam dyskomfort życia osobistego, kłopot ze spaniem, pracuję w permanentnym stresie, czuję się zlinczowany, także myślę, że już swoje przecierpiałem, chociaż końca tego wszystkiego nie widać" - mówił posłom. Dodał, że Marcin P. swoją osobą "ujął nie tylko jego, małego żuczka kuratora, ale też wielkich Gdańska". Dopytywany, kogo ma na myśli, mówiąc o "wielkich Gdańska", doprecyzował, iż chodzi o "tych, którzy ciągnęli linę OLT Express". Nie podał jednak żadnych konkretów.
Lipski, indagowany przez Witolda Zembaczyńskiego (N), czy w takim razie czuje się ofiarą Marcina P., odparł: "Oczywiście". Dopytywany, kim są w takim razie ci, którzy stracili pieniądze, powiedział: "Też są ofiarami, ale ja im nie kazałem zanosić pieniędzy Marcinowi P.".
Wielokrotnie zaznaczał, że P. sprawiał wrażenie osoby, która cieszy się dobrą opinią rodziny i sąsiadów, dobrze się wysławia, nie nadużywa alkoholu, "przestrzega porządku prawnego", nie ma kontaktów ze światem przestępczym.
"Nie miałem wiadomości, żeby tak nie było. Oszukał, jak wiemy, 18 tys. ludzi, to dlaczego nie miał oszukać skromnego kuratora?" - skarżył się.
Odpowiadając na pytania posła Zembaczyńskiego, Lipski zeznał, że nie przyjął od P. korzyści majątkowych ani żadnych innych, a Marcin P. oraz nikt z jego środowiska czy świata przestępczego nigdy nie groził mu w związku z tą sprawą. "Nie było żadnych nacisków" - zapewnił.
Lipski podkreślił, że nie pomagał Marcinowi P. uniknąć odpowiedzialności karnej. "Nie miałem takiego zamiaru. Czuję się oszukany" - powtarzał Lipski. Zaznaczył, iż "złożył na Marcina P. doniesienie w 2012 r. o to, że urzędnika państwowego wprowadził w błąd, ale nie zostało to uwzględnione". Dopytywany o tę sprawę, dodał, iż było to "doniesienie o popełnieniu przestępstwa", nie doprecyzował jednak, do kogo zostało ono złożone.
Świadek wielokrotnie akcentował, że P. nie stwarzał żadnych kłopotów, sprawiał wrażenie osoby, która chce współpracować z kuratorem, a nie wiedział wówczas, że P. kieruje Amber Gold, ani nie znał innych jego spraw.
Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała o to, w którym momencie świadek zorientował się, że skazany jest prezesem Amber Gold. "Nigdy się tego nie dowiedziałem, dopiero z mediów w 2012 r. przy wybuchu afery" - odparł Lipski. Przekonywał, że wywiązywał się ze swoich obowiązków, miał stały i systematyczny kontakt z P., nie miał natomiast możliwości weryfikowania wszystkich informacji uzyskanych od niego.
"Ja nie jestem wydziałem śledczym" - powtarzał Lipski, zaznaczając, że jego możliwości jako kuratora są ograniczone, m.in. ze względu na obciążenie pracą - "można określić, że były to dwa etaty" - oraz trudne warunki techniczne pracy. "W tamtym czasie nie miałem nawet dostępu do systemu informatycznego sądu, nie miałem swojego własnego biurka, biura (...) w jednym pokoju było ośmiu kuratorów, jak ośmiu interesantów przychodziło, nie słyszeliśmy własnego głosu" - zeznawał.
"Nie miałem stworzonych warunków. Kolokwializując temat: jeśli stolarz jest zatrudniony w stolarni i nie dostaje hebla, to nikt go nie ocenia, że nie zrobił stołu" - mówił Lipski.
Dodał, że zwracał się do "ówczesnego ministra sprawiedliwości o wysłuchanie". "Minister nie skorzystał z tego prawa. Ja już w 2012 r. chciałem cokolwiek na ten temat powiedzieć, nie zostałem wysłuchany, cztery lata biję się z myślami. Warunki pracy nie powiem, że były skandaliczne, ale były trudne" - mówił świadek.
Lipski, który od 21 lat pracuje w zawodzie kuratora, podkreślał również nie raz, że nie miał wcześniej "pod dozorem oszustów tego kalibru", a jego doświadczenie dotyczyło "przemocy domowej, alkoholu, kradzieży". Dodał, że nie zapewniono mu odpowiednich szkoleń, dotyczących przestępstw gospodarczych. "Nikt się nie spodziewał w okręgu pomorskim, że będzie taki Marcin P." - ocenił Lipski.
"Czy ma pan opinię wśród podopiecznych takiego super kuratora, bo pan w każde słowo ufa, nie wnika pan w to, co przedstawiają panu podopieczni, generalnie jest pan dla wielu osób idealnym partnerem" - pytał Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15). Świadek odpowiedział, że nie odnosi takiego wrażenia i zaprzeczył, by miał taką opinię.
Lipski od początku maja 2016 r., jako kurator został przeniesiony z wydziału spraw karnych do wydziału spraw rodzinnych. Świadek przyznał, że wcześniej wystawiono mu dwie oceny negatywne odnoszące się do jego pracy. "Czy była podjęta wobec pana próba rozwiązania z panem stosunku pracy z powodu drugiej negatywnej oceny?" - pytała Wassermann. "Tak, ale zaproponowano przeniesienie" - odpowiedział Lipski.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.