Były minister sprawiedliwości Andrzej Czuma (PO) został we wtorek szefem sejmowej komisji śledczej ds. nacisków. Za wyborem Czumy na tę funkcję opowiedziało się 4 posłów z PO i PSL. Przeciw była dwójka posłów PiS. Przedstawiciel Lewicy był nieobecny podczas głosowania.
"Podjąłem się tego, aby dodać dynamiki pracy komisji i żeby w przyzwoitym czasie zakończyć prace" - powiedział Czuma dziennikarzom po wyborze. Nie chciał jednak skonkretyzować, kiedy komisja może przedstawić ostateczny raport.
Arkadiusz Mularczyk (PiS) jako kandydata na szefa komisji zgłosił swoją partyjną koleżankę - poseł Marzenę Wróbel. "Jest bardzo pracowitym parlamentarzystą. Przygotowała wiele projektów ważnych ustaw" - rekomendował posłankę Mularczyk. W głosowaniu Mularczyk jako jedyny członek komisji poparł Wróbel.
Poseł PiS przed głosowaniem zapytał Czumę czy uważa, że powinien być członkiem komisji, a tym bardziej przewodniczącym, jeśli pełnił funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego i nadzorował śledztwa, którymi zajmuje się komisja - m.in. sprawę legalności działań CBA w tzw. aferze gruntowej. Śledztwo w tej sprawie prowadziła rzeszowska prokuratura.
"Pan jako były prokurator generalny mógłby być świadkiem przed komisją z uwagi na swoje spotkania z szefem CBA Mariuszem Kamińskim i swoją rolę w tej sprawie" - zwrócił się do Czumy Mularczyk.
Czuma podkreślił, że nie ma podstaw do tego, by nie kierował pracami komisji. Wyjaśnił, że nie nadzorował prowadzonej przez rzeszowską prokuraturę sprawy, dotyczącej działań CBA. "Nie nadzorowałem w ani jednej sekundzie, w ani jednej części" - powiedział.
Przyznał, że spotkał się "dwa razy" z Mariuszem Kamińskim, ale temat rozmów "nie dotyczył prac komisji śledczej".
Na początku wtorkowego posiedzenia komisji posłanka Wróbel oświadczyła, że jej zdaniem nie powinno ono się odbyć, ponieważ regulamin Sejmu mówi o tym, że posiedzenie może być zwołane przez prezydium bądź przewodniczącego. Tymczasem - podkreśliła - zwołał je wiceprzewodniczący komisji Lech Deptuła (PSL). Stanowisko swej partyjnej koleżanki poparł Mularczyk. "Dzisiejsza komisja jest zwołana w sposób nielegalny" - powiedział.
Na wątpliwości posłów PiS odpowiedzieli przedstawiciele biura legislacyjnego Sejmu, którzy uznali, że posiedzenie może się odbyć. Wyjaśnili, że w wypadku braku przewodniczącego możliwe jest, by w imieniu prezydium komisji decydował jej wiceprzewodniczący.
We wtorek posłowie zdecydowali też, aby wezwać w charakterze świadka Macieja Jabłońskiego - szefa gabinetu politycznego Andrzeja Leppera w czasie, gdy był on ministrem rolnictwa.
Czuma już wcześniej kierował pracami komisji ds. nacisków - był jej pierwszym przewodniczącym. Początkowo, kiedy Sejm powołał komisję, która miała badać przypadki ewentualnego wywierania nielegalnego wpływu na służby specjalne, organa ścigania i wymiar sprawiedliwości w czasach rządów PiS, z ramienia PO znaleźli się w niej: Czuma - jako przewodniczący, Sebastian Karpiniuk i Stanisław Chmielewski.
W styczniu tego roku, kiedy w związku z samobójstwem kolejnego skazanego za porwanie i zamordowanie Krzysztofa Olewnika - Roberta Pazika, do dymisji podał się ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, w resorcie zastąpił go Czuma. W komisji "naciskowej" jego miejsce zajął Robert Węgrzyn, a na nowego szefa wybrano Karpiniuka.
Karpiniuk pod koniec października złożył rezygnację, zarówno z przewodniczenia komisji, jak i z zasiadania w niej; miał zasiąść w komisji, która zajmie się wyjaśnieniem tzw. afery hazardowej. Później poinformował jednak, że rezygnuje również z prac w tej komisji. Swą decyzję motywował tym, że nie chce, by komisja hazardowa stała się "areną walki politycznej".
W ubiegłym tygodniu Sejm zdecydował, że Czuma ponownie zasiądzie w komisji śledczej ds. nacisków.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.