20 listopada mija 20. rocznica uchwalenia Konwencji o prawach dziecka. Konwencja jest najbardziej rozpowszechnionym dokumentem dotyczącym praw człowieka - podpisały ją wszystkie państwa na świecie, a prawie wszystkie - z wyjątkiem Somalii i USA - ją ratyfikowały.
Polska podpisała i ratyfikowała Konwencję w 1991 r. Pomimo że w 1978 r. była inicjatorem uchwalenia konwencji i autorem jej pierwotnego projektu, ratyfikowała ją z dwoma zastrzeżeniami.
"Zgłosiliśmy zastrzeżenie do artykułu mówiącego, że dziecko ma prawo do poznania swojej tożsamości, bo Polska stwierdziła, że daje rodzicom prawo do zachowania w tajemnicy danych przysposobionego dziecka. Jest to sprzeczne z konwencją. Toczy się dość duża debata na ten temat. Zdaniem ekspertów poszukiwanie swoich korzeni, odnalezienie swojej tożsamości, biologicznej rodziny jest podobno dla dziecka niesamowicie ważne. My jesteśmy zdania - i takie zgłosiliśmy postulaty do Ministerstwa Edukacji Narodowej, które za to odpowiada - że to zastrzeżenie powinno zostać wycofane. Zresztą podczas ostatniej sesji Komitetu Praw Dziecka w Genewie, który monitoruje wykonywanie konwencji, takie było zalecenie" - mówi Ewa Falkowska z UNICEF Polska w rozmowie z PAP.
Jej zdaniem drugie zastrzeżenie - mówiące, że granicę wieku, od której dopuszczalne jest powołanie do służby wojskowej i uczestnictwo w działaniach wojennych, rozstrzyga prawo polskie - już dawno powinno zostać wycofane. Konwencja nie narusza postanowień danego kraju, które w większym stopniu chronią dziecko, a tak jest w tym wypadku.
O wycofanie zastrzeżeń apeluje też rzecznik praw dziecka Marek Michalak. W tym roku dwukrotnie występował w tej sprawie do MEN, które odpowiedziało, że w tej sprawie konieczne jest podjęcie konsultacji międzyresortowych.
Falkowska dodaje, że toczą się dyskusje na ten temat, ale nawet wśród ekspertów zdania są w tej kwestii podzielone. Podkreśla, że dzięki temu, że państwa miały możliwość zgłaszania zastrzeżeń, wszystkie podpisały konwencję. "Gdyby nie ta możliwość, stwierdziłyby, że absolutnie nie są w stanie zaakceptować tego czy innego zapisu, w związku z tym nie podpisują całej konwencji" - zauważa.
Proces przygotowywania konwencji trwał ponad 10 lat. "Chodziło o to, żeby uniknąć zapisów, które byłyby w jakiś sposób kontrowersyjne, w jednej kulturze byłyby rozumiane tak, a w innej inaczej" - podkreśla Zofia Dulska z UNICEF Polska.
Konwencję podpisały wszystkie kraje na świecie, natomiast dwa państwa jej nie ratyfikowały: Somalia i Stany Zjednoczone. Somalia - ponieważ jest to kraj, gdzie właściwie nie funkcjonuje rząd, gdzie od kilkunastu lat trwa konflikt zbrojny i nie ma kto podjąć w imieniu tego państwa wiążących decyzji. Sprawa jest bardziej skomplikowana, jeśli chodzi o USA.
"Stany Zjednoczone bardzo aktywnie uczestniczyły w przygotowaniu zapisów konwencji i nie ma wątpliwości, że jest to kraj, który o prawa dziecka dba. Konwencja została tam podpisana w połowie lat 90., jednak proces ratyfikacji nie jest łatwy m.in. z powodów legislacyjnych, ponieważ w każdym stanie obowiązuje inne prawo" - podkreśla Dulska.
Konwencja, nazywana jest światową konstytucją praw dziecka, jest dokumentem, który uznaje jego podmiotowość. Sformułowano w niej katalog należnych dzieciom praw - obejmujący prawa cywilne, socjalne, kulturalne, polityczne i - w niewielkim zakresie - prawa ekonomiczne (ponieważ dziecko powinno się uczyć, a nie pracować), wyznaczono uniwersalne normy prawne ochrony dzieci przed zaniedbaniem, złym traktowaniem i wyzyskiem.
W myśl Konwencji dziecko jest samodzielnym podmiotem, ale ze względu na swoją niedojrzałość psychiczną i fizyczną wymaga szczególnej opieki i ochrony prawnej. Konwencja mówi, że dziecko jako istota ludzka wymaga poszanowania jego tożsamości, godności i prywatności, że rodzina jest najlepszym środowiskiem wychowania dziecka, a państwo ma wspierać rodzinę, a nie wyręczać ją w jej funkcjach. We wszystkich krajach, które ratyfikowały Konwencję, widać postęp, jeśli chodzi o przestrzeganie praw dziecka. "W krajach rozwijających się problemy z zakresu praw dziecka dotyczą podstawowej opieki zdrowotnej, podstawowej edukacji, ochrony życia, zdrowia, dzieciństwa w naprawdę podstawowym zakresie. W ciągu tych 20 lat bardzo wiele zmieniło się na korzyść. O kilkadziesiąt milionów więcej dzieci chodzi do szkoły - jeszcze pięć lat temu 120 mln dzieci nie chodziło do szkoły, teraz jest to tylko 100 mln. Bardzo zmniejszyła się różnica pomiędzy chłopcami a dziewczynkami, jeśli chodzi o edukację - jeszcze 20 lat temu wyraźnie widać było w statystykach, że dziewczynki są bardziej pokrzywdzoną grupą. Natomiast w tej chwili to jest różnica 4 proc." - wylicza Dulska.
Zwraca także uwagę, że bardzo zmniejszyła się liczba dzieci, które umierają przed swoimi piątymi urodzinami. W 2008 r. po raz pierwszy w historii ta liczba spadła poniżej 10 mln. "Oczywiście to jest liczba powalająca, bo tutaj mówimy o 8,8 mln dzieci, które umierają, bo nie mają dostępu do podstawowej opieki medycznej, 4 mln z nich umiera na biegunkę, malarię i infekcje dróg oddechowych - choroby, którym umiemy zapobiegać, ale jednak, patrząc globalnie, to jest to naprawdę duży postęp. Postęp możemy zauważyć właściwe w każdej z dziedzin życia dziecka" - dodaje.
Podkreśla jednak, że sytuacja nadal wygląda źle, jeśli chodzi o dwa regiony: Afrykę Subsaharyjską i Azję Południową. "Tam postęp jest najwolniejszy i jeżeli spojrzymy na artykuły, które dotyczą bezpieczeństwa dziecka, zdrowia, dostępu do podstawowej edukacji, to niestety nie ma większych szans, żeby te zapisy były spełnione. Nadal w krajach, które są bardziej rozwinięte od Azji Południowej czy Afryki Subsaharyjskiej, zdecydowanie gorzej wygląda sytuacja w przypadku mniejszości etnicznych. Są to z reguły grupy bardziej marginalizowane, w gorszym położeniu ekonomicznym, więc sytuacja dzieci z tych grup jest dużo gorsza niż przeciętna w społeczeństwie, ich prawa są marginalizowane. Dobrym na to przykładem są kraje Ameryki Łacińskiej" - podkreśla Dulska.
Dodaje, że kryzys finansowy też znacząco odbił się na przestrzeganiu praw dzieci, ponieważ zepchnął wiele milionów ludzi poza granicę ubóstwa, co uniemożliwia rodzinom, ale też często rządom, wypełnianie zapisów Konwencji. "Kryzys odciąga dzieci od szkoły, bo muszą pójść do pracy, żeby wspierać rodzinę, bo rodzina nie ma już pieniędzy na lekarza, czy na szkolę" - mówi Dulska.
Kraje, które ratyfikowały Konwencję mają obowiązek składania cyklicznych sprawozdań (co pięć lat) z wykonywania jej przed Komitetem Praw Dziecka, czyli zespołem ekspertów, którego celem jest badanie postępów dokonywanych w realizacji zobowiązań przewidzianych w konwencji. Po rozpatrzeniu sprawozdań Komitet może "czynić sugestie i ogólne zalecenia w oparciu o otrzymywane informacje".
"Trzeba powiedzieć, że Komitet Praw Dziecka w Genewie nie ma łatwego zadania. Konwencja jest dokumentem bardzo ogólnym - dzięki temu mogła być ratyfikowana przez wszystkie kraje na świecie. Używa się w niej takich zwrotów jak: +poczynią wszystko, dołożą wszelkich starań+, więc czasami bardzo ciężko jest to egzekwować. Kraj, który ewidentnie nie respektuje wszystkich postanowień, może powiedzieć, że dokłada wszelkich starań" - zwraca uwagę Falkowska.
Zaznacza, że kraje, które otrzymują zalecenia Komitetu, nie zawsze je realizują, widać to nawet na przykładzie Polski. "To nie jest tak, że jeśli pewne zalecenia nie zostaną wykonane, to jest jakaś procedura ich egzekucji. Więc choć konwencja jest wspaniałym dokumentem, to egzekwowanie jej zapisów, zwłaszcza w tych krajach, gdzie problemy są straszne, nieporównywalne z naszymi, nie jest łatwe" - podkreśla. Dulska dodaje, że często są to kraje, gdzie rząd przyjmuje zalecenia, ale nie ma jurysdykcji nad całością kraju, np. jeśli jest uwikłany w konflikt zbrojny, albo dotknięty klęską żywiołową.
Choć nie ma prostych mechanizmów egzekwowania zapisów konwencji, nie jest to dokument martwy. "Bardzo często przy okazji różnych rozmów, negocjacji pomiędzy państwami, ONZ, instytucjami europejskimi, podnosi się to, że prawa dziecka nie są respektowane. Można się przy tym powołać na konkretny dokument, który został podpisany, ratyfikowany i który trzeba respektować" - mówi Falkowska. Podkreśla przy tym, że dla UNICEF Konwencja od momentu powstania jest podstawowym narzędziem, zbiorem zasad, którym się kieruje.
"Projekty UNICEF realizowane są na rożnych płaszczyznach. Dobrym przykładem jest tu Sierra Leone, gdzie konwencja jest wykorzystywana w rozmowach z rządem na temat bezpłatnej opieki zdrowotnej, rejestracji dzieci po narodzinach, dostępu do szczepionek, edukacji, nieangażowania dzieci w konflikty zbrojne, ale także do działań na płaszczyźnie lokalnej, prowadzonych równolegle, na niższych szczeblach. Bo nawet jeśli gdzieś tam w stolicy zostanie podpisany protokół fakultatywny dotyczący nieangażowania dzieci w konflikty zbrojne, to gdzieś w odległej prowincji może się okazać, że bez współpracy z władzami lokalnymi jest to zapis martwy. Konwencja jest wykorzystywana do takiej pracy u podstaw" - podkreśla Dulska.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.