Hamada to tak naprawdę olbrzymi skalny płaskowyż leżący na wysokości 500-600 m n.p.m. Po tej otwartej przestrzeni, martwej i skalistej, praktycznie nieustannie przetaczają się niczym nie zatrzymywane masy powietrza pędzone przez wiatr z zawrotną prędkością. Szaleją sztormy i huragany.
Hamada to tak naprawdę olbrzymi skalny płaskowyż leżący na wysokości 500-600 m n.p.m. Po tej otwartej przestrzeni, martwej i skalistej, praktycznie nieustannie przetaczają się niczym nie zatrzymywane masy powietrza pędzone przez wiatr z zawrotną prędkością. Szaleją sztormy i huragany. Czemu zawsze w kierunku przeciwnym do naszego kursu? Pozostanie to pewnie na zawsze zagadką. Cóż, jak mawiają, taka karma. Widoki na hamadzie są tak obce przybyszowi z Europy, że po kilku godzinach przemierzania tego niezmiennego krajobrazu przybysz ów zaczyna się cieszyć, że tlen i atmosfera są nadal obecne, bo reszta zmiennych nie wskazuje na obecność jakiejkolwiek formy życia.
Czasem dla odmiany wjeżdżamy w uadi, czyli koryto jakiejś dawno wyschniętej rzeki. Później znów brniemy przez totalne rumowisko żużlowe. Widok nie zmienia się przez kilka godzin wcale. Natomiast powierzchnia, po której jedziemy, jest na tyle twarda, choć wyboista, że poruszamy się naprawdę szybko. Żartujemy, że opisanie tego miejsca w barwny sposób powinno być zadaniem na zaliczenie dla studentów dziennikarstwa. Zbyszek mówi, że wygląda to tak, jak byśmy jechali przez pole uprawne ze skamieniałymi ziemniakami.
Studnie znaczą szlak pustynnej przeprawy Kazimierza Nowaka i są wymienione w jego relacjach Pustynia potrafi zaskakiwać kolorami. Podłoże jest fioletowe, a podnóża i zbocza gór zielonkawe. Czasem podnóża gór są białe i wtedy wydają się być przysypane śniegiem lub obsypane solą, zupełnie jakby jakaś dawna karawana zgubiła tu swój ładunek. Im bardziej zbliżamy się do ramli, czyli miejsca, gdzie jest już tylko piasek, tym ciężej się jedzie. Piasek jest coraz głębszy. Na jednym z biwaków Zbyszek wjechał w tak kopny piach, że rower stał tam sam bez niczyjej pomocy przez całą noc.
Martwotę kamienistego krajobrazu urozmaicają nam dwie studnie, które odnajdujemy nie bez problemów nawigacyjnych. Studnie te znaczą szlak pustynnej przeprawy Kazimierza Nowaka i są wymienione w jego relacjach. Na naszych amerykańskich mapach pozycje geograficzne tych miejsc kompletnie się nie zgadzają. Natomiast ustalamy z tubylcami, których z rzadka spotykamy, gdzie dokładnie te studnie się znajdują. Pierwsza to Bir Amasin, położone w małej uroczej kotlince źródło wody z dwoma palmami, studnią i płytkim kamiennym basenem do pojenia wielbłądów. Woda jest tam bardzo czysta i lekko słonawa, czyli lepsza niż w opisach Kazika Nowaka (strona 41 książki, 4 wydanie). Rozbijamy się tam na wieczór obozem, kąpiemy z rozkoszą i wchodzimy na szczyt pobliskiego płaskowyżu, aby rozpoznać ukształtowanie terenu na kierunku kolejnego dnia jazdy.
Druga studnia, Bir In Azar, to pustynna studnia głębinowa wyposażona w wątpliwej urody trójnogi żuraw służący do wyciągania wody, która spoczywa kilka metrów pod powierzchnią ziemi. Nazwa Bir In Azar wzięła się od imienia legendarnego, nieżyjącego już, najbardziej znanego w tym rejonie Sahary marabuta, który właśnie w tym miejscu zbudował swoją pustelnię, aby zgłębiać wiedzę tajemną o dżinach i absolucie. Zaskakuje nas tylko wygląd i otoczenie tej studni, zupełnie niezgodne z opisami z książki (strona 43, wydanie czwarte). Woda jest zimna i smaczna. Zbyszek wyciąga ze studni parcianym sznurem pełną samochodową dętkę wody, która spełnia funkcję wiadra. Później, żeby nie marnować wody, przelewa zawartość dętki do metalowego koryta, które służy do pojenia wielbłądów.
Tego samego dnia wieczorem toczymy zaciekły spór z kierowcą eskortującej nas toyoty o kurs i tempo dalszej drogi. Zupełnie tak jak Kazik 78 lat temu darł koty z prowadzącym karawanę Alim, z którym, chcąc nie chcąc, przemaszerował większość odcinka Ghadames–Ghat. Jest nerwowo, amerykańskie mapy zawodzą, termin upływu ważności wiz nieuchronnie się zbliża, a Mohammed myli się w podawaniu odległości o jakieś pół dnia jazdy rowerem przez pustynię (30 kilometrów) i proponuje trasy, które na naszym GPS-ie rysują fantazyjne zygzaki. My chcemy iść bliżej granicy algierskiej, kierowca proponuje lepiej mu znany wariant z najkrótszym przejściem przez piaszczystą ramlę. Pomni doświadczeń Kazika, który w efekcie sprzeczki odłączył się od karawany, a potem pokornie do niej powrócił, w końcu ustalamy, że zaufamy Mohammedowi. Nie mogę mu jednak odpuścić ewidentnego zaniedbania związanego z brakiem telefonu satelitarnego, zwłaszcza że ten po 3 dniach zostaje nam na hamadę dostarczony. Jest tylko jeden szczegół – nie działa.
Wjeżdżamy w scenerię z książek Tolkiena
Następnego dnia przejeżdżamy przez coś na kształt wyschniętego jeziora, którego powierzchnia jest tak idealnie gładka, że udaje się nam nawet rozwinąć prędkość do 25 km/h. Ponownie zaskakują formy geologiczne. Mijamy pola kamieni o roślinnych kształtach – z daleka wygląda to jak nieregularne powyciągane z ziemi i rozrzucone czarne buraki. Kilka godzin później suniemy przez pola sterczących w górę minigłazików, które wydają się być jakby poukładane. Każdy kamyk leży osobno. Widzimy też kamienie w kształcie i o barwie kokosanek i tafle kamienne, mieniące się w słońcu jak potłuczona szyba. Po bliższym zbadaniu szyby okazują się być naturalnym, mlecznym, z rzadka przeziernym szkłem. Jedziemy przez krainę odwróconych górą do dołu i wbitych w ziemię lejków. Mijamy naturalne skalne kurhany i kopce, czasami gigantycznych rozmiarów. Wpadamy w piaskowe pułapki w postaci przysypanych świeżym piaskiem kolein po kołach aut terenowych. Sahara jest zaskakująco rozjeżdżona, natomiast bez wątpienia stanowi geologiczny raj dla znawców tematu (patrz Kuba Pająk). Czasami spod piasku wystają czarne jak węgiel skały, innym razem piasek jest twardy, bo nabity miliardami otoczaków w kolorach bursztynu i pochodnych. Sam piasek jest czasem biały, czasem czarny, potem płowy, znowu czerwony czy wreszcie fioletowy. Tylko niebo nad nami niezmiennie niebieskie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.