Hamada to tak naprawdę olbrzymi skalny płaskowyż leżący na wysokości 500-600 m n.p.m. Po tej otwartej przestrzeni, martwej i skalistej, praktycznie nieustannie przetaczają się niczym nie zatrzymywane masy powietrza pędzone przez wiatr z zawrotną prędkością. Szaleją sztormy i huragany.
Na 10 kilometrów przed wydmami piaskowymi zaskakują nas niesamowite widoki. Wjeżdżamy w scenerię z książek Tolkiena. Przed nami rysuje się złowrogi Mordor. Królestwo olbrzymich czarnych kopców kretów gigantów. Kopce zdają się być przyprószone solą u podstawy. W tle kopców rysują się majestatyczne wzniesienia z wąskim przesmykiem, przez który przejeżdżamy. Wzniesienia górują nad krajobrazem niczym warowne zamki, strzegące wejścia do świata olbrzymich barchanów piaskowych. Widoki są naprawdę nieziemskie.
Mięso ususzyliśmy, w ten sposób, że pocięte na wąskie paski kawałki przesuszaliśmy rozłożone na płasko wieczorem i w nocy na wietrze, a w dzień osłanialiśmy od słońca Życie obozowe i jedzenie
Po całodniowym rowerowym wysiłku, który średnio dziennie zajmuje około pięć i pół godziny czystej jazdy, szukamy miejsc osłoniętych od wiatru, żeby rozbić namioty i zorganizować obozowisko. Zazwyczaj już zmierzcha. Jest godzina 18.00-18.30 lokalnego czasu. Szukamy małych i lichych krzaczków cierniowych, żeby rozpalić ognisko. Zbieramy je po drodze i wieziemy na bagażnikach rowerów.
Przygotowujemy kolację. Jemy małą sałatkę warzywną ze wspólnej miski i ciepłe danie typu gulasz na bazie makaronu lub ryżu, doprawiane czosnkiem, cebulą i harisą (mocno pikantną pastą ze zmielonych papryczek pepperoni). W gulaszu jest też kilka kawałków mięsa. Mięsa, które najpierw ususzyliśmy, w ten sposób, że pocięte na wąskie paski kawałki przesuszaliśmy rozłożone na płasko wieczorem i w nocy na wietrze, a w dzień osłanialiśmy od słońca. Mięso po trzech dobach było gotowe do spożycia. Mięso z młodego wielbłąda zasuszyło się razem z tłuszczem, w baraninie i mięsie z kozy tłuszcz wyparował, te kawałki są twardsze i moim zdaniem smaczniejsze.
Po daniu głównym pijemy szaj – nektar pustyni – esencję z herbaty w kieliszkach z grubego szkła, gotowaną na żarze ogniska, w metalowych czajniczkach, imbryczkach z fantazyjnie wygiętym lejkiem, koniecznie z pianką uzyskiwaną w wyniku wielokrotnego przelewania herbaty z czajniczka do innego naczynia i z powrotem. Podanie herbaty bez pianki jest dyshonorem dla gospodarza i obraża gościa, do tego stopnia, że w relacjach damsko-męskich brak pianki traktowany jest jak przysłowiowa czarna polewka. W warunkach pustynnych słodki jak ulepek i bardzo mocny szaj jest naprawdę zadziwiająco krzepiącym napojem. W opcji do szaju kierowca czasami przyrządza nam również na żarze kawę z kardamonem parzoną w metalowym tygielku.
Poranna kawa
Po jedzeniu obowiązkowy pokot. Leżymy okutani w śpiworach. W kurtkach, polarach, czapkach – kto co ma ciepłego do ubrania. Hamada El Hommra to najzimniejsze miejsce w Libii, zwłaszcza zimą i nocą – opowiada Mohammed, kierowca eskortującej nas toyoty. Przy tej okazji dowiadujemy się, że Mohammed nie widział śniegu w Libii, pamięta tylko, jak padał grad. Było to jakieś 10 lat temu. Śnieg widział w Tunezji.
Z rana budzi nas zwykle przenikliwe zimno. Wstajemy skoro świt. Wokoło nas olbrzymie przestrzenie. Piękne w swej surowości. Nieopodal przysiada saharyjski Bohrer – czarny ptak podobny do kosa, z białym czepkiem na głowie. Ten ptak to zwiastun dobrego dnia – wyjaśnia Mohammed.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.