Premier Donald Tusk uważa, że nie należało odwoływać posłów PiS Beaty Kempy i Zbigniewa Wassermanna z sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej. Szef rządu poinformował w piątek, że poprosił o wyjaśnienie tej sprawy.
"Mam własną opinię jako Donald Tusk: ja bym takiej decyzji nie podejmował. Ponieważ (...) to partia rządząca jest jakby bardziej odpowiedzialna za to, żeby śledztwo prowadzone przez komisję było wiarygodne. W tym sensie rację mają ci, którzy mówią, że nam mniej wolno a nie więcej" - powiedział premier na konferencji prasowej w Brukseli. Poinformował, że o odwołaniu posłów Pis dowiedział się z mediów.
Donald Tusk podkreślił jednocześnie, że jako szef rządu nie chce wpływać w żaden sposób na sposób działania komisji. Przyznał też, że "nie powinien się zbytnio interesować pragmatyką komisji, bo sam będzie wezwany jako świadek".
"Nie jestem od tego, żeby oceniać (tę decyzję) od strony formalno-prawnej; na pewno nie złamano tam jakichś reguł. Ale od strony ludzkiej i politycznej uważam, że nie należało tego robić" - zaznaczył szef rządu.
Tusk zaznaczył, że sens powoływania komisji śledczej polega na tym, że "mniejszość ma wiarygodny instrument dochodzenia do prawdy". "Dlatego zadaniem Platformy Obywatelskiej jest zadbać o to, aby wszystkie ugrupowania - i cała opinia publiczna - miała poczucie, że komisja działa neutralnie, obiektywnie i z jak najlepszą wolą" - dodał.
Podkreślił, że jemu samemu osobiście zależy na tym, aby prace komisji były traktowane jako "możliwie wiarygodne".
"Gdybym miał inny cel, to nie było takie trudne, aby uniknąć powołania komisji" - mówił Tusk. "Jeśli decydujemy się na wcale niełatwe partii rządzącej działanie, którego efektem jest praca komisji śledczej, to (...) nie po to, aby podważać wiarygodność własnych działań. Dlatego mam nadzieję, że ci, od których to zależy, znajdą takie rozwiązanie, które spowoduje, że ta komisja - jeśli w ogóle jej praca ma mieć sens - będzie odbierana nie tylko przez rządzących, ale przez opozycję jako ciało wiarygodne" - powiedział szef rządu.
Tusk dodał, że namawia opozycję i Platformę do porozumienia, "tak, aby efekt końcowy dawał poczucie, że z komisją jest wszystko w porządku, a nie, że dzieje się coś złego".
Zaznaczył jednocześnie, że nie da "scenariusza jak należy postępować, bo jest w osobliwej sytuacji (jako potencjalny świadek komisji - PAP)".
Dziennikarze pytali o komentarz do złożenia przez obecnego szefa CBA Pawła Wojtunika zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez jego poprzednika Mariusza Kamińskiego. Pytali też o komentarz do słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że PO się mści na Kamińskim za to, że odkrył "aferę hazardową".
Premier odparł, że nie spodziewałby się jakichkolwiek innych komentarzy ze strony J.Kaczyńskiego. Przypomniał też, że przed około dwoma miesiącami prokuratura została "dosłownie zalana" wnioskami w związku z "aferą hazardową".
"Ja nie jestem od tego, żeby oceniać zasadność tego typu wniosków, szczególnie, że sam jestem osobą, która w tej sprawie powinna być autorem wyjaśnień przed komisją, natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, w której - jeśli istnieje podejrzenie czy obawa, że urzędnik państwowy popełnił przestępstwo - żeby wstrzymać się z zawiadomieniem prokuratury tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński coś na ten temat powie złośliwego" - powiedział szef rządu.
Tusk podkreślił też, że jeśli Kamiński jest niewinny, to nie ma się czego obawiać.
Zapewnił, że nie jest człowiekiem mściwym, a "historia Mariusza Kamińskiego" pokazuje, że jeśli ma jakaś wadę, to jest nią raczej "dobrotliwa naiwność".
W ubiegły piątek Kempa i Wassermann zostali głosami PO wykluczeni z hazardowej komisji śledczej. Wniosek w tej sprawie złożyli Sławomir Neumann i Jarosław Urbaniak z PO. Argumentowali, że posłowie PiS muszą zostać przesłuchani przed komisją jako świadkowie, bo w 2007 roku jako przedstawiciele rządu składali uwagi do projektu zmian w ustawie hazardowej.
Decyzję tę skrytykowali niektórzy posłowie PO, w tym Janusz Palikot i Jarosław Gowin.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.