Dyskusja o zmianach w sądownictwie rozpala i tak gorące w lipcu głowy Polaków.
Kogo w tym sporze poprzeć? Tych, którzy chcą zostawić sądownictwo w dotychczasowym kształcie czy tych, którzy usiłują wprowadzić konkretne zmiany? To źle postawione pytanie. Nie jestem ani miłośnikiem jednych, ani przeciwnikiem drugich. Nie mam najmniejszego zamiaru włączać się w tę dyskusję jako członek jednego czy drugiego plemienia. Jestem człowiekiem, chrześcijaninem i Polakiem. I jako człowiek, chrześcijanin i Polak zabieram głos, a nie „psychofan" jednej czy drugiej strony tego sporu.
Niezdany egzamin transformacji
Nie ulega chyba wątpliwości, że wymiar sprawiedliwości, a zwłaszcza sądy są bardzo ważnym elementem funkcjonowania demokratycznego państwa. Tak uważam ja, tak uważa pewnie i jedna, i druga strona dzisiejszego sporu. Ktoś się z tym nie zgadza? Ktoś nie chce dobrze funkcjonującego sądownictwa? Nie sądzę.
Czy wymiar sprawiedliwości w Polsce po ‘89 roku funkcjonuje dobrze? Moim zdaniem fatalnie. I nie mam na myśli sądowych pomyłek czy wyroków sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem albo i urągającej wszelkiej sprawiedliwości przewlekłości spraw. Takie zjawiska należałoby oczywiście eliminować, ale samo ich istnienie jest nie do uniknięcia. Sędziowie to przecież tylko ludzie. Ale są sprawy poważniejsze.
Kiedy premier Mazowiecki mówił o oddzieleniu przeszłości grubą kreską, odebrałem to jako deklarację zaniechania „polowania na czarownice“ - nękania tych, którzy służyli komunistycznemu systemowi, ale poza tym nic specjalnie złego nie można było im zarzucić. Nie było jednak mowy o bezkarności dla tych, którzy w poprzednim systemie dopuszczali się przestępstw, a zwłaszcza zbrodni. Jeśli nie rewolucja i ulica, to siłą rzeczy rozliczenia tego powinien dokonać wymiar sprawiedliwości. A co się stało? Fakty są, jakie są. Proces tych, którzy strzelali do ludzi na kopalni Wujek ciągnął się latami i zakończył wyrokiem jedynie symbolicznym. Wydarzenia z roku ‘70 w Trójmieście też nie zostały sprawiedliwie osądzone. Architekci i inżynierowie tamtego antydemokratycznego systemu pozostali bezkarni. Co więcej, także sędziowie orzekający surowe kary wobec opozycji - i to nawet ci z czasów stalinowskich - nie zostali pociągnięci do żadnej odpowiedzialności. I wielu żyło długo i szczęśliwie (niektórzy wciąż żyją), pobierając za swoje zbrodnie całkiem wysokie uposażenie.
Władza ustawodawcza, a przez to także wykonawcza, została w wolnej Polsce poddana demokratycznej weryfikacji. Jeśli przez jakiś czas wiele mieli w niej do powiedzenia dawni komuniści, to działo się to zgodnie z demokratycznymi regułami gry. Po prostu tak decydowali wyborcy. Sądy natomiast wyłączono z owej demokratycznej weryfikacji licząc na to, że środowisko samo się oczyści. Nie oczyściło się., o czym świadczą m.in. przytoczone przykłady.
Tak, po 28 latach to już historia, którą możemy powoli zapominać. Bo zbrodniarze tamtego systemu w większości stanęli już przez Bożym sądem. Skoro jednak mając tak ogromną autonomię trzecia władza nie zdała egzaminu w tamtej sprawie, to czyż można rozsądnie zakładać, że nie poddana kontroli społeczeństwa i demokratycznych reguł będzie działa lepiej odnośnie do nowych wyzwań?
Cała władza w ręce sądów
No to znów wróćmy do faktów. Przyjrzyjmy się różnym prowadzonym w sądach sporom. Nie od dziś znane jest nie tylko w polskiej przestrzeni publicznej zjawisko, że sprawę wygrywa ten, kto ma lepszych adwokatów. Jakie szanse przed sądem ma właściciel mieszkania w sporze z wielkim bankiem? Lokator z czyścicielem kamienic? Klient w sporze z wielką firmą? Drobny przedsiębiorca z urzędnikami skarbowymi? Profesor oskarżony o kłamstwo przez znany koncern medialny? Obywatele z rządem, który zabrał część odłożonych przez nich na emeryturę pieniędzy? Praktyka dowodzi, że właściwie żadne. Sędziowie jakoś dziwnie chętnie przyjmują jako oczywistość tezy wygadanych adwokatów albo tych, których poprzeć wygodniej. Czytelnicy pamiętają też pewnie jedną czy drugą sprawę o podłożu światopoglądowym. Wyroki zapadły. Tylko czy zgodne z prawem, czy z naginającą prawo do swoich tez polityczną poprawnością?
Dotykamy tu bardzo istotnego i (jeszcze?) chyba stosunkowo mało dotykającego polskie sądownictwo problemu. Od lat wchodzi ono w buty władzy ustawodawczej. W USA to słynne precedensy, obalające ustanowione przez władzę ustawodawczą prawo. W Europie - wyroki trybunałów powołujących się na umowy i konwencje, dokonujące takiej interpretacji prawa poszczególnych państw, że przestaje ono znaczyć co znaczyło. Właśnie w ten sposób w dużej mierze wkracza w świat lewicowa i postmodernistyczna rewolucja. Czy nie należałoby tego procederu ograniczyć?
Zmiany są potrzebne, ale...
To wszystko sprawia, że zmiany w sposobie sprawowania trzeciej władzy wydają mi się bardzo potrzebne. Liczenie na to, że ta „kasta“ sama z siebie i bez żadnej kontroli będzie działała na korzyć obywatelskiego społeczeństwa, a nie jego silniejszych czy bardziej wpływowych jednostek, jest po prostu naiwne.
A niezależność sądów? Jest oczywiście bardzo potrzebna. Tyle że zawsze jest ona wypadkową dwóch czynników: prawości połączonej z umiejętnością przeciwstawienia się naciskom konkretnego wydającego wyroki sędziego oraz sile nacisku tych, którzy chcą na ferowane przez niego wyroki wpłynąć. To, czy nacisk ów wywiera wybrany przez demokratyczne procedury polityk, czy korporacyjny zwierzchnik sędziego, nie ma już większego znaczenia. Podejrzewam zresztą, że ów zwierzchnik korporacyjny ma znacznie więcej sposobów na wywieranie presji niż polityk.
Nie jestem przekonany, czy wszystkie zmiany w sądach, jakie proponują dziś sprawujący władzę (ustawodawczą i wykonawczą) dobremu funkcjonowaniu trzeciej władzy pomogą. Nie podoba mi się też styl, w którym zmiany te są wprowadzane. Nie zamierzam jednak stawać w jednym szeregu z tymi, którzy bronią starego układu. Nie mam powodu, by bronić czegoś, co dość marnie funkcjonuje. Ze szkodą dla nas wszystkich.
Zresztą nie wydaje mi się, by obecnych w ulicznych demonstracjach naprawdę o obronę sądów chodziło. No bo skoro wszyscy są w porządku, to jakie ma znaczenie, kto z tego grona szlachetnych i bezstronnych zostanie wyznaczony do sprawowania ważniejszych funkcji?
Zobacz też: Racja i nieracja
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.