- To jest wyjątkowa pielgrzymka ponieważ ma pomóc Kolumbii postępować na drodze pokoju – mówił Franciszek w drodze do tego kraju. Trwa tam najdłuższa i najbardziej krwawa wojna na kontynencie południowoamerykańskim.
Zaraz po zejściu na płytę lotniska papież zetknął się z dramatyczną rzeczywistością tego kraju. Spotkał grupę byłych partyzantów i ich ofiar, a także kilkoro dzieci-żołnierzy. To przemawia o wiele bardziej niż suche liczby, które opowiadają ponad 50 lat wojennego dramatu – ćwierć miliona zabitych, 7 mln zmuszonych do opuszczenia swych domów, tysiące dzieci-żołnierzy siłą wcielonych w szeregi dwóch największych ugrupowań rebelianckich – mających komunistyczne korzenie Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii FARC i prawicowego Wojska Wyzwolenia Narodowego ELN. To ich walka o wpływy, władzę, kontrolę nad zasobami ropy naftowej i kartelami narkotykowymi, które w Kolumbii są najpotężniejsze na świecie sprawiły, że kraj ten jest bardziej niesprawiedliwy, niesolidarny, skorumpowany i pełen przemocy niż w czasie wcześniejszych wizyt dwóch papieży Pawła VI i Jana Pawła II.
Franciszek przyjechał do Kolumbii w momencie kluczowym dla budowania pokoju. W ubiegłym roku FARC podpisało zawieszenie broni. Dosłownie na kilkadziesiąt godzin przed przybyciem Franciszka przystąpiło do niego także ELN. Tyle że mowa jest jedynie o czasowym zawieszeniu walk. Stawka idzie o to, by pokój stał się czymś trwałym. I właśnie na ten cud liczą mieszkańy. Kolumbijskie gazety piszą dziś, że do ich ojczyzny przyjechał „ambasador pokoju”, aby „uczyć ich pokoju po podpisaniu porozumienia”. Bo wielokrotnie się już przekonali, że same traktaty nie wystarczą. Za nimi musi iść codzienne życie. A to oznacza m.in. uleczenie wieloletnich ran, konieczność przebaczenia i prośby o przebaczenie, a przede wszystkim nie reagowania przemocą na przemoc. Ludzie potrzebują nadziei, że ich życie może się zmienić. – Boimy się, że po wyjeździe papieża będzie tak jak dawniej. Nasze problemy to przemoc, nierówność społeczna, bezrobocie, bieda. Mamy nadzieję, że papież dokona cudu, że coś się zmieni. Pragniemy zmian – podkreśla José, 37-letni taksówkarz z Bogoty.
Głos Franciszka ma szczególną wagę nie tylko dlatego, że od samego początku swego pontyfikatu aktywnie zaangażował watykańską dyplomację do mediacji w tym kraju. Nie bez znaczenia jest też to, że Kościół katolicki cieszy się w Kolumbii największym poparciem spośród wszystkich instytucji. Ceni go 68 proc. mieszkańców kraju. To wynik m.in. trwania przy ludziach za cenę życia. Tylko od 1984 r. zamordowano tam 2 biskupów i ponad 90 księży, ostatniego w lipcu. W czasie pielgrzymki dwóch męczenników Franciszek ogłosi błogosławionymi. Kluczowym momentem podróży będzie jutrzejsze spotkanie pojednania odbywające się w organizowanym corocznie przez Kościół Tygodniu Pojednania. Wezmą w nim udział ofiary długoletniej wojny domowej oraz byli członkowie oddziałów zbrojnych i ich rodziny. By budować prawdziwy pokój nie wystarczy bowiem jedynie złożyć broni. Pokój domaga się też prawdy i sprawiedliwości. A o tym trochę zapomniano w podpisanych dotąd porozumieniach. Nie ma w nich mowy choćby o pociągnięciu do odpowiedzialności sprawców okrutnych zbrodni.
Przez te kilka dni kolumbijskiej podróży Franciszek sam nie zdziała cudu. Na pewno jednak może, jak mówi hasło jego pielgrzymki, pomóc Kolumbijczykom zrobić pierwszy krok, ku prawdzie, sprawiedliwości, przebaczeniu, pojednaniu i pokojowi. Co więcej nie tylko Kolumbijczykom, ale mieszkańcom całego kontynentu. Jeszcze w drodze do Bogoty upomniał się o stojącą na krawędzi wojny domowej Wenezuelę. Przesłanie papieża Latynosa nabiera na tej ziemi szczególnej mocy. Tak samo jak i jego wołanie „Zróbmy pierwszy krok”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.