No i zrobił nam się tydzień koptyjski, chociaż wcale takiej religijnej wolty nie planowaliśmy. Zarówno wczoraj, jak i dziś, (a zaczęło się już w niedzielę, w Beni Suef) spaliśmy w miejscach związanych z tym właśnie nurtem chrześcijaństwa.
28 stycznia 2010, czwartek rano, dzień 20 (85 dzień sztafety)
Dirunka, ośrodek franciszkański, u stóp klasztoru koptyjskiego
Dzisiaj, co prawda, podjęli nas franciszkanie (poznaliśmy niezwykle serdecznego i po ludzku dobrego ojca Szinuda, doświadczenia z kontaktów z misjami będziemy mieć więc zgoła inne niż Nowak) mający swój ośrodek dokładnie u podnóża góry.
Na jej zboczu zbudowany został olbrzymi kompleks koptyjski. Zbudowany zresztą w tym miejscu nie przez przypadek, ale na pamiątkę tego, że w grocie masywu miała znaleźć schronienie Święta Rodzina, kiedy uciekła do Egiptu przed prześladowaniem ze strony Heroda. Takie historie.
Z Nowakiem co prawda związane tak sobie, za to inne już jak najbardziej. Weźmy oto bowiem Asjut. Duże miasto, w którym zatrzymaliśmy się wczoraj jak nasz poprzednik. I co? I podobnie. Słowo klucz to "policja". Nowak miał tu z nimi przejścia wręcz krańcowe, z rękoczynami i walką o rower włącznie. My przy tym to pełny Wersal, ale i tak obstawy tak ścisłej jak tutaj, to jeszcze nie mieliśmy. Jazda na sygnale, radiowóz z przodu, radiowóz z tyłu, eskorta, gdy chcemy przejść nawet marne 50m.
Ale to nie dlatego, że pamiętają tu "wyczyny" i kłótnie Nowaka z "policją fellachów". Problem tkwi w uniwersytecie, który zresztą mijamy zaraz przy wjeździe do miasta. Od dobrych ponad trzydziestu lat ma opinię kuźni radykałów, a wręcz terrorystów. Bezpieczniacy wolą tu dmuchać na zimne. Jak jest naprawdę? Czy rzeczywiście coś by nam tu groziło, gdyby nie obstawa policji? Trudno powiedzieć. Ale wszyscy, z którymi udaje nam się pogadać (Samy, nauczyciel ze szkoły średniej, któremu ciężko jest uwierzyć w wyczyn Nowaka, czy dzieciaki, które podjeżdżają do nas rowerami), są do nas nastawieni bardzo przyjaźnie.
Jeśli jednak coś jest na rzeczy, to warto odnotować, że terroryści wożą się tu polonezami i dużymi fiatami, których na ulicach Asjut jest naprawdę sporo.
Tymczasem jednak ukłon w stronę chronologii, bo za bardzo relacja poszła na żywioł. Otóż skończyliśmy poprzednią porankiem w Minja. Przedłużył się zresztą i to było dobre. Skręcając bowiem w boczną uliczkę, by móc podczas wyjazdu z miasta w spokoju porozmawiać z dzwoniącym do nas Radiem Szczecin (Sebastian przedstawia się słuchaczom i domaga się tłumaczenia "Rowerem i pieszo..."), natrafiamy na prawdopodobnie najlepsze do tej pory falafle. Kruche, soczyste, w sam raz doprawione. Idealne. Gdyby do tego jeszcze dodać napój z granatu.
Choć nie planowaliśmy tego dnia długiego dystansu, konieczność przejechania znów ponad setki pojawia się "sama". Oto bowiem otrzymaliśmy nie do końca precyzyjne informacje dotyczące odległości, w jakiej od miejscowości Dairut znajduje się koptyjski klasztor w Dair ab Muharak. Znów pedałujemy po zmroku.
W końcu jesteśmy. Podejmuje nas brodaty ojciec Filon. Miejsce niezwykłe, kościoły stare, jedzenie proste i dobre. Koptyjscy mnisi, udzielając nam gościny, dyskretnie, ale zdecydowanie trzymają nas krótko i na dystans. Z ortodoksami nie ma żartów.
Następnego dnia (środa) wyjeżdżamy dopiero w południe, czując się w starych murach całkiem wygodnie (swoje robią też kilometry, których jednak wycisnęliśmy przez te kilka dni od Kairu całkiem sporo). Przed samym odjazdem robimy jeszcze zakupy w przyklasztornym sklepie ze słodyczami. Kupujemy całe pudło baklawy. Wygląda pierwszorzędnie, ale trzeba być ostrożnym: wieczorem Magda zagryzie kęs z bonusowym gwoździem (małym, ale jednak w ciastku niespodziewanym).
Dostajemy tym razem zupełnie nietypowo asystę jednego tylko policjanta, w dodatku na motorze. Nie ma więc uciążliwej obstawy. Jedziemy po prostu w szóstkę, w kolejności nie do końca alfabetycznej: Magda, Muhammad, Paweł, Piotrek R., Sebastian i ja.
Jedziemy niezbyt szybko, ponieważ drogi są boczne i nieutwardzone. Dookoła niezwykle malowniczo: zielono, palmy i trzciny. W Asjut jesteśmy pełnym popołudniem. Do Dirunka stamtąd jeszcze tylko 10km. Krajobraz się zmienia. Od zachodu granicę doliny wyznaczać zaczyna solidny masyw (taki klif). To w jego zboczu znajduje się koptyjski klasztor.
Noc z komarami. Gryzą mnie nawet w powiekę. Nie przepuszczają takiej okazji. Jest tyle krwi do wypicia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.