Jedź na Lesbos, Chios, Lampedusę nie po to, by testować tamtejsze quady, ale by spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy.
O zmieniającym postrzeganie Kościoła spojrzeniu z Placu św. Piotra pisałem niegdyś. O podobnym doświadczeniu mówią pielgrzymujący do Taize, na Europejskie Spotkania Młodych, pochylający się nad ludzką biedą i nieszczęściem wolontariusze, wreszcie chorzy.
Ostatnie, czyli choroba, zmienia priorytety. Nagle wszystko schodzi na dalszy plan. Aktywność zawodowa, projekty, nawet tak zwane życiowe osiągnięcia nie są tak ważne, jak pierwsze samodzielne kroki, niezależność od otoczenia jeśli chodzi o utrzymanie higieny, czy proste czynności fizjologiczne. Na pewnych rekolekcjach było dziecko autystyczne. Kiedyś pół kazania śpiewało: „kupkę zrobiłem”. Nikt się nie dziwił, ale wielu z tam obecnych sens śpiewu i radość dzieciaka zrozumiało dopiero po kilku latach, leżąc w łóżku i przez wiele dni przeżywając podobne problemy.
Nie trzeba – oczywiście – chorować. Wystarczy uczestnictwo w cudzym doświadczeniu. Ostatnio coraz częściej zalecane walczącym o poparcie politykom. Zamiast okładać swojego przeciwnika cudzym nieszczęściem idź na dwie godziny w tygodniu do hospicjum, rozdaj trzysta zup bezdomnym, zajrzyj do domu dziecka niekoniecznie w okresie przedświątecznym i bez kordonu reporterów i dziennikarzy. Wreszcie jedź na Lesbos, Chios, Lampedusę czy jakąś inną wyspę na Morzu Śródziemnym nie po to, by testować tamtejsze quady, ale by spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy i wsłuchać się w jego historię.
Takim zmieniającym spojrzenie doświadczeniem może być Msza święta, w najbliższą niedzielę odprawiona z formularza „W intencji imigrantów i uchodźców”. Ta modlitwa potrzebna jest, co ostatnio podkreśla się coraz częściej, nie tylko uciekającym przed wojną czy głodem. Ich wędrówkę podtrzymuje przecież druga cnota Boska – nadzieja. Ta modlitwa potrzebna jest także nam, byśmy na nadzieję odpowiedzieli trzecią cnotą Boską – miłością. Przy okazji odkryjemy, że uszczęśliwiając i uczestnicząc w nieszczęściu innych w rzeczywistości uszczęśliwiamy siebie. Jak pisał przed kilkoma dniami cytowany często mnich z Bose:
„Każdego dnia, ile tylko możesz, uszczęśliwiaj innych i walcz z nieszczęściem. Każde zasiane w sercach innych ziarno szczęścia wykiełkuje w twoim sercu. Każdy zabrany z cudzego serca ból będzie radością twojego serca."
Ogni giorno per quanto puoi crea la felicità
— enzo bianchi (@enzobianchi7) 9 stycznia 2018
e combatti l’infelicità:
ogni granello di felicità che semini nel cuore altrui
germinerà nel tuo stesso cuore
e ogni dolore che togli dal loro cuore
sarà gioia nel tuo cuore. pic.twitter.com/8ZTeFDlv1A
Co nie znaczy, że każde uczestnictwo w cierpieniu innych zmienia człowieka automatycznie. Dużo zależy od wewnętrznego nastawienia i intencji. Stara zasada ascetyczna przestrzega przed jedną z większych pokus, jaką jest porównywanie. Prowadzi albo do pychy, albo do zgorzknienia. Pierwsze bardziej niebezpieczne. Wówczas w chorym można dostrzec jedynie „biedactwo”, w bezdomnym życiowego nieudacznika, w wyjmowanym z łodzi na Morzu Śródziemnym dziecku zagrożenie dla wiary, pokoju i bezpieczeństwa naszej Ojczyzny. Dlatego tak bardzo potrzebujemy tej niedzielnej Mszy św. z formularzem „W intencji imigrantów i uchodźców”. Bo zmiana perspektywy najpierw musi dokonać się w naszych sercach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.