Na pokładzie promu, który półtora tygodnia temu zaginął na wodach Kiribati na Oceanie Spokojnym, było ponad 80 osób - podaje w środę agencja Reutera. Dotychczas udało się uratować jedynie siedem osób; akcja ratunkowa wciąż trwa.
Drewniany katamaran o długości 17,5 m MV Butirao wypłynął 18 stycznia z atolu Nonouti w Kiribati i miał po dwóch dniach dotrzeć do oddalonego o 240 km atolu Tarawa. Gdy tak się nie stało, ekipy ratunkowe z Kiribati i Fidżi rozpoczęły poszukiwania.
Siedmiu pasażerów, w tym nieprzytomne niemowlę, uratowano w niedzielę z łodzi ratunkowej, która przez cztery dni dryfowała w słońcu po Oceanie Spokojnym. Ocaleni mówili wówczas, że widzieli, jak inni pasażerowie wdrapywali się na tratwę ratunkową.
W ostatnich dniach dane dotyczące liczby podróżujących promem wahały się od 35 do 100. Jednak w środę władze Kiribati potwierdziły, że na pokładzie było około 80 pasażerów i pięciu członków załogi.
Nowozelandzkie służby ratownicze wciąż kontynuują poszukiwania. Ich rzeczniczka Vince Cholewa w rozmowie z Reuterem podkreśliła, że jest to wciąż akcja ratunkowa, a nie poszukiwanie ciał. W operacji udział biorą m.in. ratownicy z Australii i Stanów Zjednoczonych.
Nowozelandzcy ratownicy zostali poinformowani o zaginięciu promu dopiero osiem dni po wypłynięciu MV Butirao z portu. Nie wiadomo, dlaczego rząd Kiribati tak długo zwlekał z zawiadomieniem władz Nowej Zelandii o wypadku.
Na razie nie jest jasne, dlaczego prom zatonął. Nowozelandzkim ratownikom powiedziano, że przed wypłynięciem promu z Nonouti naprawiano w nim wał napędowy, co mogło przyczynić się do problemów z żeglugą.
Kiribati to położony w środkowej części Oceanu Spokojnego archipelag, który jest zamieszkany przez ok. 108 tys. osób. Składa się z 33 atoli oraz wyspy wulkanicznej Banaba. Większość atoli jest bardzo nisko położona, co wiąże się z zagrożeniem wynikającym ze wzrostu poziomu oceanów na skutek globalnego ocieplenia.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.