Kpt Olgierd C., zasiadający dziś na ławie oskarżonych w procesie o zabójstwo cywilów w Afganistanie, to doskonały i przewidywalny dowódca; nie mógłby wydać rozkazu ostrzelania wioski Nangar Khel - przekonywał w środę przed Wojskowym Sądem Okręgowym jeden ze świadków.
"Uważam, że nie mogłem trafić na lepszego dowódcę. Był dobrym taktykiem, zawsze miał przemyślane zadania, dlatego na misji były sukcesy i bezpiecznie wykonywano zadania. Był przewidywalny, wszystkie rozkazy wydawał na chłodno. Był wzorem dowódcy kompanii" - powiedział por. Kamil S.
"Myślę, że kapitan nie mógł wydać rozkazu ostrzelania wioski" - dodał, przyznając, że nie był w czasie stawiania zadań w centrum dowodzenia, tzw. TOC (ang. Tactical Operations Center).
Świadek relacjonował, że słyszał natomiast, jak C. zareagował, gdy usłyszał o wydarzeniach w wiosce. "Był zaskoczony; chyba trzykrotnie powtarzał +powiedz, że to nieprawda+. Gdyby wydał rozkaz, nie miałby pretensji" - ocenił.
Por. S. zeznał, że "już w Afganistanie było wiadomo", że żołnierze chcieli zrzucić odpowiedzialność na dowódcę bazy - po tym, jak upadła wersja, że akcja była odpowiedzią na atak rebeliantów.
Podkreślał, że dowódcy plutonów zostali przeszkoleni z zasad użycia broni i wiedzieli, w jakich sytuacjach mogą odmówić wykonania rozkazu.
Porucznik, pytany przez jednego z oskarżonych, czy w czasie jakiejś akcji, za którą odpowiadał w Afganistanie, zginęli cywile, powiedział, że jego żołnierze byli w miejscu, gdzie w wyniku działań lokalnej policji ucierpiała ludność. "Ci ludzie nie zginęli za przyczyną działań mojego plutonu. Nie byliśmy na miejscu, gdy to się wydarzyło" - zaznaczył świadek i dodał, że informował o tym przełożonych.
Inny z zeznających w środę świadków, st. szer. Paweł W. relacjonował, że dwóch oskarżonych - ppor. Łukasz Bywalec i chor. Andrzej Osiecki - próbowało namówić jednego z żołnierzy, by ten popierał ich wersję, iż w wiosce byli talibowie. Zeznał, że oskarżeni mówili, że "jeśli ktoś coś powie, to wystarczy jeden telefon i rodzina już go nie zobaczy albo on rodziny". Obaj oskarżeni zaprzeczyli w środę, by taka sytuacja miała miejsce. Świadek przywoływał także inny zasłyszany cytat, że "moździerz to robi robotę", nie potrafił jednak przypisać go konkretnej osobie.
St. szer. powiedział, że będąc w rejonie wioski słyszał jak "po radiu" padły słowa wypowiedziane przez chor. Osieckiego - "jesteśmy w wiosce, trzy szybkie". "Widziałem jak pociski spadły do wioski, (...) widziałem panikujących ludzi - kobiety, mężczyzn i dzieci, którzy biegali z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca" - mówił. "Słyszałem przez radio +przerwij ogień, bo chyba Amerykanie nas podjeb...+; widziałem zabitych i rannych" - relacjonował świadek.
W. zeznał, że w czasie kiedy w stronę wioski strzelał moździerz, jeden z żołnierzy kręcił film. Pytany co się stało z tym nagraniem, odparł, że z tego co wie, autor je "zniszczył". "Podejrzewam, że zrobił to, by wydarzenia w wiosce nie były udokumentowane" - ocenił.
Na ławie oskarżonych przed Wojskowym Sądem Okręgowy w Warszawie zasiada siedmiu wojskowych: kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na podawanie danych - PAP), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa. Sześciu jest oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia; siódmego oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.
Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 r. zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.