Zwykły włoski ksiądz Antoni Celona nie miał nigdy planów zakładania zgromadzenia. Miał je za to Pan Bóg, jednak każde Boże dzieło wymaga ciężkiej próby.
Z perspektywy 100 lat widać, jak Pan Bóg prowadził ludzkie ścieżki, by Zgromadzenie Sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Jezusa mogło powstać. Jego spokojnym kapłańskim życiem wstrząsnęło najpierw trzęsienie ziemi, które zniszczyło Mesynę, zostawiając wiele sierot, a także odwrócenie się ludzi od Boga, tak widoczne we Włoszech na początku XX wieku, że ks. Celona czuł się pociągnięty do znalezienia jakiegoś sposobu wynagrodzenia Bogu zła.
– Idea wynagradzania nie był nowa. Mówiła o nim św. Małgorzata Alacoque, o czym nasz ojciec założyciel wiedział. W tym samym czasie Matka Boża w Fatimie prosiła też dzieci o modlitwę wynagradzającą zło panoszące się na świecie. O tym akurat ojciec nie wiedział, zakładając zgromadzenie, bo początek wieku XX daleki był od mediów i szybkich środków przekazu, jakie mamy dziś. Dopiero z czasem dotarło do niego to, o co prosiła Maryja w Fatimie, utwierdzając go w podejmowanych działaniach – mówi s. Anna, pierwsza Polka w Zgromadzeniu Sióstr Służebnic Wynagrodzicielek NSJ.
Ks. Celona pochodził spod Mesyny we Włoszech. Tam wstąpił do seminarium, najpierw niższego, potem wyższego, i został wyświęcony na kapłana. Ku jego zdumieniu, przełożeni wysłali go nas studia do Rzymu, co w tamtych czasach było wyjątkowo rzadkie. Antoni w Rzymie studiował teologię i prawo kanoniczne. Kiedy wrócił do Mesyny, spotkał biskupa z Kalabrii, który - za zgodą biskupa miejsca - poprosił ks. Celonę, by podjął się pracy w jego regionie, czyniąc go jednocześnie swoim sekretarzem i ojcem duchownym w seminarium. Tak upłynęło 11 spokojnych lat. W 1908 roku Mesynę nawiedziło trzęsienie ziemi i tsunami, które całkowicie zniszczyło miasto, nie zostawiając niemal nic. To wydarzenie spowodowało, że ks. Celona wrócił do Mesyny.
– Kiedy ojciec zobaczył ogrom zniszczeń, i nie chodziło tylko o stronę materialną, ale i duchową, doznał poruszenia serca. Na ulicach błąkały się setki sierot, ludzie nie mogli się odnaleźć w zaistniałej rzeczywistości, czuli się zdruzgotani tym, co ich spotkało. Do tego nie było ludzi, którzy przychodziliby im z pomocą i – przede wszystkim – przywracali nadzieję – opowiada s. Anna.
W tym samym czasie powstało zgromadzenie rogacjonistów i Córek Bożej Gorliwości, które założył św. Hannibal Maria Di Francia. Ich zadaniem była pomoc materialna ludziom w Mesynie. Piekli chleb, sprowadzali żywność, zbierali pieniądze na odbudowę domów. Ks. Celona widział, że choć to ważne zadanie, to nie wystarczy, trzeba jeszcze dać tym ludziom opiekę duchową.
– Ks. Antoni odczytał, że trzęsienie ziemi było ostrzeżeniem, znakiem danym od Pana Boga, by ludzie się opamiętali, bo grzech, jaki nagromadził się w tym mieście, widoczny był na każdym kroku. Ludzie nie tylko odwrócili się od Pana Boga, ale publicznie kpili z wiary, urządzając pseudoprocesje ulicami miasta, podczas których – zamiast Najświętszego Sakramentu – nieśli np. prosiaka. Kiedy te wszystkie wydarzenia ojciec połączył, zrozumiał, że trzeba Bogu wynagradzać, iż świat się zmienia tak, że ludziom coraz trudniej w nim żyć, a przyczyną tego wszystkiego jest grzech. Dlatego pilnie potrzeba takich osób, które ofiarują swoje życie na służbę Bogu w ten sposób, że będą przez posługę ubogim i modlitwę wynagradzać. To była pierwsza myśl o nowym zgromadzeniu – mówi s. Anna.
W Mesynie ks. Celona pracował w kościele św. Antoniego, pomagając ojcom rogacjonistom. Tam zgłosiło się do niego kilka dziewcząt, prosząc, by był ich kierownikiem duchowym, był też opiekunem popularnego wówczas wśród katolików Stowarzyszenia św. Agnieszki. To stamtąd pochodziły pierwsze siostry – były to dziewczęta, które chciały ofiarować swoje życie Panu Bogu, robiąc coś, co pomagałoby w zbawianiu innych. 2 lutego 1918 roku, dekretem biskupa miejsca, oficjalnie zostało powołane Zgromadzenia Sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Jezusa.
Więcej o 100-leciu zgromadzenia i pracy sióstr w najnowszym lubelskim "Gościu Niedzielnym".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.