Komisja Europejska zażądała w piątek od Urzędu Komunikacji Elektronicznej wycofania się z planów uregulowania rynku usług wymiany ruchu IP w Polsce, z których korzystają dostawcy internetu. Zdaniem Komisji, UKE nie ma racji twierdząc, że TP ogranicza konkurencję.
Decyzja Komisji spotkała się z ostrą reakcją UKE.
"KE w pełni podziela dążenie polskiego organu regulacyjnego do zapewnienia konkurencji na rynkach, jednak w tym konkretnym przypadku regulacja nie jest potrzebna i nie może być uzasadniona potrzebami ochrony konsumentów lub konkurencji na rynkach usług wymiany ruchu internetowego" - oświadczyła unijna komisarz ds. telekomunikacji Neelie Kroes. Jej zdaniem, "jeśli rynek sam jest w stanie zapewnić uczciwą konkurencję, nie należy go zniekształcać zbędnymi regulacjami".
Prezes UKE Anna Streżyńska podkreśliła w piątkowym komunikacie, że w trakcie postępowania Komisja nie wykazywała woli rzetelnej współpracy, nie przyjmowała również do wiadomości kierowanych już w grudniu 2009 r. przez UKE wyjaśnień, co spowodowało "powtarzanie tych samych błędnych argumentów w publikowanych dokumentach".
"Rozstrzygnięcie Komisji Europejskiej świadczy o tym, że nie poświęciła ona wystarczająco dużo uwagi, aby dokładnie zapoznać się z problemami występującymi na polskich rynkach wymiany ruchu IP oraz z argumentacją Prezesa UKE. Weto KE spowoduje, że operator dominujący nadal będzie mógł działać w oderwaniu od rynku" - czytamy w komunikacie. Ponadto Urząd wskazuje, że badanie tej sprawy przez Komisję trwało 3-4 tygodnie, a nie dwa miesiące, jak podaje w komunikacie KE.
Chodzi o rynek wymiany usług między dostawcami internetu w Polsce. Dzięki podpisywanym między nimi umowom nawet mali dostawcy mogą swoim klientom zapewnić dostęp do zagranicznych stron internetowych, czy przesyłać ich emaile na drugi koniec świata. Umowy dotyczą albo ruchu między dwoma dostawcami (rynek hurtowy usług typu peering) albo tranzytu (w sytuacji, gdy trzeci operator zapewnia połączenie między dwoma innymi dostawcami).
Zdaniem KE, UKE błędnie argumentuje, że na polskim rynku typu peering TP ma pozycję monopolistyczną i w pełni kontroluje sieć służącą do połączenia mniejszych dostawców ze światem. KE podkreśla, że na rynku jest oferta alternatywnych wobec TP operatorów, więc istnieje konkurencja w świadczeniu usług, czego dowodem są spadające ceny za dostęp. Ominięcie TP - zdaniem KE - wcale nie musi oznaczać dla dostawcy internetu obniżenia jakości usług, co jest argumentem podnoszonym przez UKE.
Ponadto KE wytknęła UKE, że oskarżając TP o pozycję dominującą na rynku wymiany ruchu typu tranzyt, nie wykazała, ile wynosi udział największego polskiego operatora. Zdaniem unijnych urzędników, ofensywa prezes UKE Anny Streżyńskiej wobec TP i chęć określenia, jakie ta firma ma stosować stawki i warunki umów, nie ma uzasadnienia i tak naprawdę odbywa się ze szkodą dla użytkowników internetu. "Mamy fundamentalny problem z polskim podejściem do regulowania rynków" - powiedział urzędnik KE.
Z kolei UKE uważa, że Komisja przekracza swoje uprawnienia przyznane na mocy art. 7. dyrektywy ramowej - ocenia bowiem stan rynku telekomunikacyjnego w Polsce, "czego robić jej nie wolno, bo nie wolno jej wyręczać w tym regulatora krajowego". "Komisja może co najwyżej zawetować decyzję w sprawie stanu konkurencji, a nie wydać własną, nie popartą żadnymi analizami" - powiedziała Streżyńska cytowana w komunikacie UKE.
KE uważa, że niepotrzebna regulacja mogłaby zniechęcić nowych operatorów do inwestycji w infrastrukturę sieciową. "Nie ma żadnego problemu, który trzeba by było rozwiązać, a rozpoczynanie regulacji tylko pogarsza sytuację" - powiedział rzecznik unijnej komisarz Jonathan Todd. Dodał, że jest to jednomyślna opinia także wszystkich innych organów regulacji telekomunikacji w UE, poza polskim UKE.
"Żaden inny kraj nie próbował regulować tych rynków, żaden inny kraj nie zidentyfikował tam jakichkolwiek problemów. Władze i organy regulacyjne we wszystkich pozostałych krajach zostały wcześniej skonsultowane i jednomyślnie poparły decyzję Komisji Europejskiej" - dodał Todd.
Po dwumiesięcznym postępowaniu KE zadecydowała o odrzuceniu przedstawionych przez UKE planów uregulowania rynków wymiany ruchu IP (peering i tranzyt), nie zgadzając się ani z ich definicją, ani wyciągniętymi wnioskami. Komunikat KE głosi, że "przedstawione przez prezes UKE projekty (...) nie są zgodne z celami politycznymi unijnych przepisów telekomunikacyjnych", które mają gwarantować konkurencję na rynku i szeroki wybór nowoczesnych usług dla obywateli.
Tym samym KE po raz siódmy w historii uciekła się do wykorzystania art. 7 unijnej dyrektywy ramowej o telekomunikacji. Po raz trzeci zastosowała go wobec Polski. Pozwala on KE na zażądanie od krajowego organu regulacyjnego wycofania zapowiedzianego wcześniej środka, by zapewnić spójność regulacji w całej Unii Europejskiej. Decyzja oznacza, że UKE nie ma teraz prawa ogłosić regulacji. Jeśli to zrobi, KE będzie miała prawo wszcząć wobec Polski postępowanie za złamanie unijnego prawa, które może zakończyć się przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Od piątkowej decyzji Komisji Europejskiej przysługuje Polsce odwołanie do Trybunału w Luksemburgu. Jeśli zostanie złożone, będzie to pierwszy taki przypadek od wprowadzenia procedury z art. 7 w 2003 roku.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.