Ja bym tego nie rekomendował

Naszym obowiązkiem jest starać się wiedzieć, jak jest robiona polityka. Nie dajmy się karmić smakowitymi, ale szkodliwymi „produktami zastępczymi”.

Film Tomasza Sekielskiego i Grzegorza Madeja „Władcy marionetek” dopiero powoli przedziera się do społecznej świadomości. Reklamowany był i często nadal jest, jako dokument o tym, czy polscy politycy dotrzymują złożonych obietnic. To nie do końca oddaje jego istotę. Ten miejscami niespójny film – nie wiem, na ile zgodnie z intencją autorów – mówi o czymś o wiele poważniejszym.

„Czy pan mnie prosi o ocenę moralną czegoś takiego?” – pyta w mniej więcej trzynastej minucie półtoragodzinnego dokumentu Adam Łaszyn, przedstawiony jako „kreator wizerunku”. Jego pytanie to reakcja na stwierdzenie Tomasza Sekielskiego „Nie ma w Skarżysku Kamiennej pani Ewy, która rozmawiała z Donaldem Tuskiem”. Chodzi o panią Ewę, pielęgniarkę, na rozmowę z którą powołał się obecny premier w czasie debaty telewizyjnej przed wyborami w 2007 roku. To od niej miał się dowiedzieć, ile dokładnie w Polsce zarabia pielęgniarka z dwudziestoletnim stażem. Sekielski do pani Ewy dotrzeć nie zdołał, chociaż, jak zapewnił po emisji filmu Paweł Graś, „pani Ewa istnieje” i podobno nawet podpisała jakąś umowę, w której wyraża zgodę na posługiwanie się jej wizerunkiem. Ale nikt z otoczenia premiera nie usiłuje zapewniać, że on sam rzeczywiście z nią kiedyś rozmawiał.

Adam Łaszyn, pytając „Czy pan mnie prosi o ocenę moralną…” sprawia wrażenie człowieka zdziwionego. Ale zdziwienie szybko mija i na pytanie, czy zmyślenie sobie postaci przez polityka w debacie publicznej jest etyczne i mieści się w granicach politycznego PR, Łaszyn odpowiada z miną fachowca: „Ja bym tego nie rekomendował”. Po czym wyjaśnia, że „Prawda jest tylko jedna”. Może mieć „różne kolory”, ale „prawda jest prawdą”.

Czy trzeba dodawać, że Adam Łaszyn, który w roku 2007 uczestniczył w przygotowywaniu kampanii wyborczej ówczesnej partii opozycyjnej, spycha winę za sprawę „pani Ewy” na bliżej nieokreślonych ludzi z otoczenia Donalda Tuska?

W tym samym filmie wypowiada się inny doradca medialny – Piotr Tymochowicz. „Nie bardzo wiadomo w PR-ze politycznym, co jest kłamstwem, a co jest prawdą” – wyjaśnia z łagodnym uśmiechem i pełną szczerością w wyrazie twarzy.

Jak to „nie wiadomo”? Czyżby w tej dziedzinie ludzkiego życia nie obowiązywały zwykłe zasady, które każdy ma zakodowane w sumieniu? Zwykle człowiek wie, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie. Wie, czy podane przez niego fakty, miały miejsce, czy nie.

Film Sekielskiego i Madeja nie mówi tylko o kłamstwach. Mówi o wiele szerzej, chociaż raczej nie wprost, o tym, czy w polityce obowiązują zasady moralne. Czy politycy, w swych decyzjach w ogóle tę kategorię uwzględniają. Poruszające sceny pokazujące rozmowę ojców polskich żołnierzy zabitych w Iraku z politykami, którzy głosowali za wysłaniem tam naszych wojsk, dają mnóstwo do myślenia. A są to politycy wszystkich liczących się aktualnie opcji politycznych. Szczególnie dobitnie brzmią w ich ustach odpowiedzi na pytanie, czy posłaliby na iracką misję własnych synów.

Od czasu do czasu kluby poszczególnych ugrupowań w naszym parlamencie ogłaszają, że w jakimś głosowaniu „nie będzie dyscypliny”, a posłowie będą mogli głosować „w zgodzie z własnym sumieniem”. To przerażające. Ponieważ to znaczy, że ludzie, których wybraliśmy, nie tylko po to, aby nas reprezentowali, ale aby podejmowali decyzje niejednokrotnie w fundamentalnych dla nas kwestiach życiowych, najczęściej podczas głosowania nie odwołują się do swego sumienia. Ważniejszy jest polityczny interes. Nic dziwnego, że nie da się w tej sytuacji uchwalić w Polsce prawnej ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci albo uporządkować kwestii „in vitro”. Wygląda na to, że podobnie jak w sprawie wysyłania naszych żołnierzy na niebezpieczne misje zagraniczne, nasi wybrańcy mają w tej materii poglądy na użytek prywatny i poglądy partyjne.

Już w czwartej minucie filmu Adam Łaszyn przypomina słowa dziewiętnastowiecznego „żelaznego kanclerza” Otto von Bismarcka, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i jak się robi politykę. „Im kiełbasa smaczniejsza, tym bardziej nie powinni wiedzieć, jak się ją robi” – dodaje z uśmiechem. Łaszyn przypomina również oczywistą zasadę, że przynęta powinna smakować rybie, nie wędkarzowi. I na pytanie, czy wyborców łowi się jak ryby, odpowiada: „Powiedziałbym, jak ławice ryb”.

Oglądając film „Władcy marionetek” trudno uciec od pytania, do kogo odnoszą się zawarte w tytule terminy. Kto jest władcą, a kto jest marionetką. Myślę, że marionetkami są nie tylko wyborcy, manipulowani i zwodzeni na różne sposoby. Marionetkami są również politycy, dla władzy oddający się w ręce ludzi, którzy na samą myśl, że ich działania mogą podlegać ocenie moralnej, są zdziwieni.

Niedawno kilku włoskich biskupów ostro wypowiedziało się na temat konieczności zerwania związków z mafią i popierania polityków, którzy z nią są powiązani. Jeden z hierarchów stwierdził: „Politykom trzeba powiedzieć: albo posłuchacie naszego głosu, albo więcej na was nie głosujemy”. Niektórych ta wypowiedź bardzo oburzyła. Uznali, że biskup nie powinien używać takiej argumentacji, lecz mówić o grzechu, moralności, piekle. Niewątpliwie. Ale moim zdaniem argumentu „z głosowania” też warto użyć.

Naszym obowiązkiem jest starać się wiedzieć, jak jest robiona polityka. Nie dajmy się karmić smakowitymi, ale szkodliwymi „produktami zastępczymi”. Polityka ma być troską o nasze wspólne dobro. Nie sztuką robienia z nas marionetek. Ja bym tego politykom i ich medialnym doradcom nie rekomendował. Jako człowiek, obywatel, wyborca, katolik i ksiądz.
 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| POLITYKA, PR, WYBORCY

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
26°C Wtorek
wieczór
21°C Środa
noc
15°C Środa
rano
23°C Środa
dzień
wiecej »