Żeby sensownie leczyć trzeba chyba najpierw wiedzieć, co człowiekowi dolega. Źle dobrane lekarstwo nie pomoże, a nawet może zaszkodzić.
Świat oszalał – myślę czasem patrząc, jak nietrwałymi stały się w ostatnich kilkunastu, kilkudziesięciu latach zawierane „aż do śmierci” małżeństwa. Zjawisko to nie dotyczy tylko niewierzących czy ludzi luźno związanych z wiarą. Bywa, że rozpadają się związki ludzi szczerze religijnych. Co się stało? Jakim zarazili się wirusem, że pozwolili, by drobne nieporozumienia, nie do uniknięcia także wśród kochających się ludzi, wyryły między nimi wyrwy nie do zasypania? I co się stało, że także wielu ludzi Kościoła, idąc z duchem czasu, zaczyna uważać, że trzymanie się Jezusowego nauczania o nierozerwalności małżeństwa jest niemożliwe?
Nie zamierzam kłócić się z ekspertami, którzy pewnie wskazaliby na cały splot wielu przyczyn. Myślę sobie jednak, że to rezultat błędnych założeń, przez które patrzymy na życie i na świat. Dokładniej: założeń ciut za bardzo uproszczonych. To właśnie one w tych ostatnich kilkunastu, kilkudziesięciu latach mocno się zmieniły. O co chodzi?
Wydaje nam się, po pierwsze, że każdy człowiek ma prawo do szczęścia. Brzmi nieźle, ale to pułapka. Tak naprawdę powinniśmy raczej mówić, że każdy ma prawo razem z innymi budować swoje szczęście. Właśnie brak tego odniesienia do bliźnich, z którymi przychodzi ludziom żyć, sprawia, że goniąc za własnym szczęściem przestają dostrzegać potrzeby innych. Uważają, że to otoczenie powinno się do nich dostosować, bo oni mają prawo. Tymczasem prawda jest taka, że egoistom raczej trudno zbudować cokolwiek razem.
Drugim błędnym założeniem, z którym wielu dziś podchodzi do życia, jest stwierdzenie, że każdy ma prawo popełniać błędy. Błądzić jest rzeczą ludzką – powtarzamy. Ale to nie do końca tak. Wydaje mi się, że ta teza powinna brzmieć raczej „każdy ma prawo swoje błędy naprawiać”. Tak sformułowana zawiera w sobie ludzkie prawo do błądzenia, ale jednocześnie wskazuje na potrzebę ich naprawiania. Bez tego doprecyzowania można uznać, że skoro mogę błądzić, to mogę też dodawać błąd do błędu, a nawet je mnożyć i nic złego się nie stanie. A to nie tak.
Trzecie z tych błędnych założeń to uznanie, że każdy ma prawo do satysfakcjonującego go seksu. Takie podejście do sprawy rozbije każde małżeństwo, jeśli tylko na tym polu pojawią się jakiekolwiek problemy. Także związane z chorobą. Sprawia też, że życie w celibacie – czy to osoby duchownej czy po prostu samotnej – jawi się jako życie niepełne, wybrakowane. Zamiast mówić o prawie do seksu powinno się raczej mówić o prawie, z uwzględnieniem ludzkiej płciowości, do realizacji siebie jako człowieka. To znacznie poszerza horyzont możliwości. I pełniej odpowiada ludzkiej godności.
Nie wiem jak zmienić czyjeś myślenie. Wiem, że jak długo tkwić będziemy w tych błędnych założeniach, tak długo nasze pomysły na naprawienie czy zbudowanie lepszego świata będą jak branie środków przeciwbólowych: najwyżej na jakiś czas przytłumią problem, ale niczego nie uleczą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.