Prace komisji śledczej ds. Amber Gold jednoznacznie pokazały, że Donald Tusk nie zdał egzaminu i nie poradził sobie z rządzeniem takim dużym państwem jak Polska - oświadczyła szefowa komisji Małgorzata Wassermann po przesłuchaniu b. premiera.
Wassermann powiedziała po poniedziałkowym przesłuchaniu b. premiera Donalda Tuska, że w wyniku jego nadzoru nad ministerstwami i służbami specjalnymi "doszło do straty 850 mln zł, a 18 tys. ludzi straciło oszczędności swojego życia".
"Przez trzy lata żadna z instytucji nie potrafiła skutecznie stanąć na drodze Marcina P." - oceniła. Mówiąc o okresie rządów Tuska Wassermann stwierdziła, iż "prace komisji pokazały, że czas to był dla przestępców jak Marcin P." "A dla zwykłych obywateli to był czas łez i krzywdy" - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Mówiła też, że "jest rzeczą niespotykaną, że w dużym, europejskim kraju dziewięciokrotnie karany przestępca zakładał linie lotnicze, będące konkurencją dla narodowego przewoźnika, a służby specjalne przez wiele miesięcy nie reagowały". Jak dodała Wassermann, jest rzeczą niespotykaną, aby do współpracy przy tworzeniu tych linii lotniczych 9-krotnie karany przestępca zaprosił syna urzędującego premiera, a służby specjalne tego faktu nigdy nie zauważyły.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy o sens przesłuchania Tuska, szefowa komisji śledczej stwierdziła, że "to przesłuchanie było bardzo istotne". "Donald Tusk nie panował nad tym, co się dzieje w państwie polskim w ogóle. Nie panował w ogóle nad ministerstwami, którymi kierował, nie panował nad tymi instytucjami, które nadzorował bezpośrednio, tak jak ABW. (...) Komisja swój cel osiągnęła, pokazała, że rzeczywiście pan premier Donald Tusk chyba miał takie wrażenie, że państwo powinno rządzić się samo, to znaczy nie ma nadzoru, nie ma kontroli, nie ma koordynacji, nie ma rozliczania" - powiedziała.
"Wystarczy zadać sobie pytanie jak premier Donald Tusk miał ochronić nas wszystkich, 18 tys. Polaków, jeżeli on mówi o tym, że dziewięciokrotnie karany oszust pracuje z jego synem od roku, a służby państwa polskiego nic o tym nie wiedzą" - dodała.
Wassermann stwierdziła, że komisja śledcza ma "pewną ocenę pracy Michała Tuska i tego co tam robił, ale sednem jest to, że Michał Tusk pozostał bez żadnej ochrony". "Czyli tak naprawdę każdy mógł dotrzeć do syna premiera, każdy przestępca, bo nie było w tym kraju odpowiednich służb działających, aby dały premierowi to ostrzeganie - +panie premierze, ten człowiek nie tylko okrada Polaków od trzech lat, ale od roku współpracuje z pana synem+".
Pytana, czy komisji wystarczy jedno przesłuchanie Tuska poinformowała, że "dzisiaj wpłynęły do komisji śledczej kolejna akta z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego". "Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, czy to jest koniec materiałów, które daje ABW" - dodała.
Na pytanie, czy będą przesłuchiwani jeszcze inni świadkowie, odpowiedziała, że nie. "Świadków mamy przesłuchanych wszystkich" - wyjaśniła.
Pytana, kiedy może być gotowy raport komisji powiedziała: "Trudno jest mi na to pytanie odpowiedzieć". "Nie ukrywam, że jestem po dość długim maratonie, więc na to pytanie dziś nie odpowiem".
Wassermann podkreśliła, że ma "poczucie ogromnej pracy wykonanej". "Moja praca została wykonana i mam nadzieję, że państwo to doceniacie" - mówiła.
Na uwagę, że opinia publiczna oczekuje ukarania winnych tej afery, szefowa komisji śledczej ponownie zaznaczyła, że "komisja miała tylko i wyłącznie rozliczyć pracę urzędników". "Ja nie jestem aparatem ani ścigania, ani służb specjalnych. Wiem, że takie prace się toczą, (...) że ludzie mają (postawione - PAP) zarzuty" - powiedziała.
Wassermann została też poproszona o ocenę, czy jej zdaniem Donald Tusk przybył na poniedziałkowe przesłuchanie, aby "merytorycznie rozmawiać", czy raczej w celach politycznych. Jak podkreśliła, że dla niej "istotne było, czy premier Donald Tusk po sześciu latach w końcu zrozumiał, na czym polega odpowiedzialność za państwo". "Mam takie wrażenie, że on (Donald Tusk - PAP) po sześciu latach dalej nie rozumie, że to jest wielka odpowiedzialność. Brak tego, to jest krzywda ludzka" - stwierdziła.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.
Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny.
Są też bardziej uczciwe, komunikatywne i terminowe niż mężczyźni, ale...
Rodziny z Ukrainy mają dostęp do świadczeń rodzinnych np. 800 plus.