Wiele grup zawodowych posługuje się swoistym żargonem. Obawiam się, że także przekaz teologów, choć niby mówią po polsku, dla wielu jest mało zrozumiały.
Jakieś „balansery” „majeskuele” czy „redirektowanie” dla obeznanych z informatycznym slangiem to pojęcia proste. Dla mnie, zwykłego użytkownika komputera – czysta magia. Dlatego gdy rozmawiający ze mną informatyk dostrzega moje wielkie oczy, zaczyna tłumaczyć prościej. To co, że pozostanę laikiem? Przynajmniej mniej więcej wiem, o co mu chodzi.
Wiele grup zawodowych posługuje się swoistym żargonem. Matematyk wzdryga się na prawnicze rozumienie pojęcia „dowód”, lekarz przez słowo „wiatry” rozumie coś zupełnie innego niż meteorolog. Obawiam się, że także przekaz teologów, choć niby mówią po polsku, dla wielu jest mało zrozumiały. Zwłaszcza wtedy, gdy w swojej wypowiedzi nawiązują do bliżej niesprecyzowanych poglądów innych teologów. Dlatego przed laty tak bardzo ucieszyłem się, biorąc do ręki pierwszy tom książki Benedykta XVI „Jezus z Nazaretu”. Dziś z nadzieją czekam na mającą wkrótce się ukazać jej drugą część.
Nie umiem ocenić, czy w swojej książce papież użył prostego języka. Sam jestem nieco pod tym względem spaczony. Prosty jednak jest schemat, wedle którego została napisana. W przeciwieństwie do prac wielu teologów, trzymających się jakichś metodologicznych założeń (np. chrystologii opartej na zawartych w Nowym Testamencie tytułach Jezusa) Benedykt XVI trzyma się narracji Ewangelistów. Drobiazg, ale bardzo ułatwiający ogarnięcie przedstawionej problematyki. Przynajmniej tym, którzy jako tako znają Pismo Święte.
Umiejętność prostego przekazu skomplikowanych treści to pewnie w dużej mierze kwestia dydaktycznego talentu. Nie bez znaczenia jest chyba także to, na ile „ważna osobistość” dojrzała do twórczego podejścia do zdobytej wiedzy; na ile wiedza, którą posiada jest wiedzą książkową, a na ile została „przetrawiona” własnymi przemyśleniami. No i na ile ktoś ma odwagę owe własne przemyślenia przedstawiać. Obawiam się, że ciągle bywa tak, jak podczas jednego z moich dawnych egzaminów, kiedy używanie zwrotów „ewangelizowany ewangelizator” i „eklezjalne zakotwiczenie” mocno ułatwiały uzyskanie pozytywnej oceny. Nawet jeśli średnio pasowały do kontekstu wypowiedzi. „Ważne osobistości” wolą używać języka mało zrozumiałego dla ogółu, bo chyba boją się, co o uproszczeniach pomyśleliby ich koledzy po fachu.
Profesor Benedykt XVI na pewno ma wiele spraw dobrze przemyślanych, ale widać nie dba też o opinię innych profesorów. Dlatego napisał książkę – moim zdaniem – rewelacyjną. Mam nadzieję, że podobna będzie jej druga część. Każdego zaś z nas, parających się słowem, przy okazji uczy, że słowa wypowiada się po to, by jednak niosły ze sobą jakąś treść. Mam nadzieję, że te 378 słowa, które napisałem, też coś sensownego wniosły ;-).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.