Wezbrana Wisła zaczęła wylewać w nocy z piątku na sobotę na ulicę Gmury w Płocku, gdzie jest około 20 domów jednorodzinnych. Do soboty rano woda podtopiła tam sześć posesji.
Woda z Wisły pojawiła się na ulicy Gmury, która położona jest w prawobrzeżnej, najniższej części miasta - dzielnicy Borowiczki, od strony lasu. Później, na drugim końcu ulicy, zaczęła powoli wylewać wezbrana rzeczka Rosica. Zalana została pobliska łąka i droga wyłożona betonowymi płytami.
Środkowy odcinek ulicy Gmury jest wciąż suchy i przejezdny - wody jednak przybywa.
W rejonie tym, przy ujęciu wody Grabówka, do soboty rano Wisła przekroczyła stan alarmowy o prawie metr, a na dalszym odcinku w zależności od wodowskazu rzeka przybiera co dwie godziny o 4 do 9 cm - poinformowano PAP w oddziale zarządzania kryzysowego płockiego Urzędu Miasta.
"To mogą być trzy godziny, a może więcej, ale jeżeli wody będzie tak przybywać, jak teraz, to do rana ulica zostanie zalana. Wszystko zależy od tego, jaka duża fala płynie Wisłą" - powiedział PAP w nocy z piątku na sobotę mieszkaniec ulicy Gmury Wiesław Grabowski. Przyznał, iż ludzie zabezpieczyli posesje, czekają i na razie nie chcą się ewakuować.
"Nikt nie chce zostawić domu, dobytku. Ja z zabudowań gospodarczych wywiozłem już wcześniej dwie sztuki bydła i trzynaście świń, przeniosłem maszyny" - dodał Grabowski.
Już po północy z piątku na sobotę na ulicy Gmury część mieszkańców z latarkami wychodziła na brzeg Wisły sprawdzić poziom wody. W niektórych miejscach do wylania rzeki brakowało około pół metra do metra. W tej części ulicy zabudowania położone są w odległości kilkudziesięciu metrów od koryta rzeki. Na miejscu są patrole policji i straży miejskiej.
Ostatni raz ulica Gmury została zalana przez Wisłę na przełomie lutego i marca, gdy zator lodowy w miejscowości Popłacin spiętrzył rzekę. Wtedy podtopione zostały prawie wszystkie zabudowania na tej ulicy. Woda zaczęła ustepować po kilku dniach, gdy lodołamacze rozbiły zator.
Od piątku w południe w Płocku, a także w siedmiu nadwiślańskich gminach powiatu płockiego: Wyszogród, Mała Wieś, Bodzanów, Słupno, Słubice, Gąbin i Nowy Duninów, obowiązuje alarm przeciwpowodziowy.
Jak poinformował podczas piątkowej konferencji prasowej prezydent Płocka Mirosław Milewski, według przewidywań wezbrana fala na Wiśle spodziewana jest w mieście w sobotę w południe, najpóźniej do wieczora.
Fala może przepływać przez miasto kilka dni, nawet do tygodnia, a w kulminacji jej poziom może przewyższyć stany alarmowe o około dwa i pół metra - w piątek w południe było to jeszcze od kilku do ponad dziesięciu centymetrów, w zależności od wodowskazu.
"Nikt nie jest w stanie obecnie przewidzieć, jaki czas jest potrzebny do przemieszczania się tak dużej wody" - powiedział na konferencji Milewski. Już wtedy dodał, iż jest prawie pewne, że wezbrana Wisła wyleje w rejonie ulicy Gmury i podtopi znajdujące się tam zabudowania. Mieszkańcy ulicy Gmury zostali powiadomieni o sytuacji i możliwości ewakuacji.
Milewski podkreślił, iż od czwartku w Borowiczkach prowadzono wzmacnianie i zabezpieczanie folią wałów przeciwpowodziowych wzdłuż strumieni Słupianka i Rosica, do których wpłynie wezbrana wiślana woda, tworząc tzw. cofkę i spiętrzając ich poziom.
Borowiczki mogą zostać zalane, gdyby napływająca Wisłą woda okazała się wyższa od przewidywań, a jej długotrwały napór doprowadziłby do przerwania wałów. Wtedy z zagrożonych terenów trzeba będzie ewakuować 1276 osób. "To jednak czarny scenariusz. Obecnie wszystko wskazuje, że jest mało prawdopodobny. Oprócz ulicy Gmury żadna inna część miasta nie powinna zostać zalana" - zaznaczył Milewski. Przyznał jednak, że w Borowiczkach prewencyjnie zamknięto do odwołania przedszkole i szkołę podstawową.
Milewski powiedział, że fala kulminacyjna na Wiśle, która przepływać będzie przez Płock, zaleje prawdopodobnie nadrzeczny bulwar, nie powinna jednak wedrzeć się do nisko położonej lewobrzeżnej części miasta - Radziwia.
Po północy z piątku na sobotę do przelania się Wisły na bulwar brakowało około półtora metra. Wzbierającą rzekę obserwowały grupki gapiów.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.