Nikt nie jest własnością drugiego ani środkiem do poprawy jego sytuacji czy stanu emocjonalnego. W żadnej sytuacji.
Sprawa Vincenta Lamberta to kolejny – szeroko nagłośniony – przypadek decyzji o zakończeniu żywienia i nawadniania człowieka, który “nie rokuje” powrotu świadomości. Pierwszą, o której było głośno, była Terri Schiavo. Pomiędzy nimi inni, o których nie słyszeliśmy. Wspomina o nich w swojej książce “Kultura śmierci”, wydanej niedawno po polsku, amerykański prawnik Wesley J. Smith. Zwraca on przy tym uwagę na coraz powszechniejszy trend, pojawiający się w bioetyce na świecie: uznanie, że przy podejmowaniu dotyczących konkretnego człowieka decyzji medycznych należy brać pod uwagę także dobro innych ludzi, począwszy od jego rodziny, a skończywszy na społeczeństwie.
Jak to działa? Proszę pomyśleć (to przykład zbiorczy, czysto teoretyczny): co czuje kobieta, której mąż od lat żyje, a jakby nie żył? Ma męża, a jakby go nie miała. Jej dzieci mają ojca, a jakby go nie miały. Odejść z innym i zostawić chorego... trudno. Zostać wydaje się niemożliwe. Czy nie lepiej by było dla nich przeżyć żałobę, opłakać stratę i żyć dalej?
To bez wątpienia jest autentyczne cierpienie. Sytuacja skrajnie trudna. Wymagająca wsparcia, nie wieszania psów. Tak, pragnienie, by ktoś bliski już umarł jest ludzkie. Ale nie może prowadzić do decyzji, by tę śmierć przyspieszyć. Człowiek ma prawo żyć także wtedy, gdy jest niewygodny i gdy jego stan staje się przyczyną cierpienia innych. Nie można go traktować jak rzecz, która ma służyć innym.
W tej postaci traktowanie człowieka jak rzeczy, służącej dobrostanowi innych, nas oburza. Popycha do rzucania ciężkich oskarżeń. Chcę powiedzieć: tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Odrobina wyobraźni i pokory powinna nas powstrzymać od osądzania ludzi. Nie powinna nas natomiast powstrzymywać od działań na rzecz ludzkiego traktowania każdego człowieka. Nikt nie jest własnością drugiego ani środkiem do poprawy jego sytuacji czy stanu emocjonalnego. Nie po to się rodzi. Nie po to żyje.
Oczywiście: tę samą zasadę można zastosować w wielu innych przypadkach. O tej samej zasadzie mówimy choćby, gdy upominamy się o życie dzieci nienarodzonych. Ta sama zasada pobrzmiewa, gdy słyszymy o prawie do spełnienia w macierzyństwie czy ojcostwie za wszelką cenę. Tak, to dobre pragnienie. Wielkim cierpieniem jest nie móc go zrealizować. Warto włożyć wiele wysiłku w jego spełnienie. Ale nie każde żądanie jest uprawnione.
Warto też przypomnieć, że wspomniana zasada ma znaczenie także w sytuacji dokładnie przeciwnej do opisanej na początku..
W Polsce nie mamy (jeszcze?) problemu z sytuacjami takimi jak w przypadku Vincenta Lamberta. Mamy problem przeciwny. W wielu przypadkach opór budzi decyzja o odstąpieniu od uporczywej terapii: niemającej szans przynieść żadnego efektu, sprawiającej i wydłużającej tylko cierpienie. Zdarza się także sprzeciw wobec odłączenia aparatury po stwierdzeniu śmierci mózgu, a zatem po śmierci człowieka. Znów: to zrozumiałe, zwłaszcza jeśli chodzi o dziecko. Trudno się dziwić cierpieniu rodziców i rozpaczliwemu pragnieniu, by je jeszcze choć chwilę zatrzymać. By można było się łudzić. Pogodzić się... Ale: czy wtedy również umierający człowiek nie staje się mniej ważny, niż dobrostan bliskich? Czy (tak, wiem, to straszne słowa, i daleka jestem od oskarżania) z miłości nie traktujemy kogoś najbliższego jak rzecz?
Nie, w żadnym wypadku nie zrównuję ze sobą ewidentnego zabójstwa i sprzeciwu wobec odłączenia od aparatury. Ale sposób myślenia może być podobny. On ma nie żyć dla mnie. On ma żyć dla nas... Cui bono?
Decyzje medyczne powinny być podejmowane ze względu na dobro chorego. Nie kogokolwiek innego. Tam, gdzie chodzi o życie i tam, gdzie chodzi o śmierć. Zawsze, A nam, którzy jeszcze tu zostajemy, pozostaje pogodzić się z tym, że niczyje – także nasze - życie tu na ziemi nie będzie trwało wiecznie. I nigdy drugi człowiek nie jest naszą własnością.
PS. Na jesieni zapowiadana jest książka “Uwięziony krzyk” - historia pani Anny, która wybudziła się ze stanu minimalnej świadomości. Co przeżywa się po “tamtej” stronie. Fragment jej świadectwa można znaleźć w tym reportażu. W kontekście sprawy Vincenta Lamberta to bardzo ważna relacja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.