Dwie osoby zginęły, a siedem w szoku przewieziono do szpitala, kiedy na przedmieściach Sydney w pobliżu szkoły podstawowej rozbił się mały samolot.
Zwęglone szczątki samolotu, który wpadł na słup wysokiego napięcia, były tak zniekształcone, że władze początkowo miały trudności z określeniem, ile osób znajdowało się w rozbitej maszynie. Policja potwierdziła później, że na pokładzie samolotu były dwie osoby - obie zginęły.
Szczątki samolotu spadły na samochód, w którym znajdowało się troje dzieci i dorosły. Dwoje dzieci i kierowca znaleźli się wśród siedmiu hospitalizowanych osób.
Do wypadku doszło w pobliżu szkoły podstawowej i władze postanowiły ewakuować około 80 uczniów, nauczycieli i rodziców do pobliskiego parku.
Paliwo z rozbitego samolotu wylało się z wraku do studzienek kanalizacyjnych i spowodowało, że w ogniu stanęły zaparkowane w pobliżu samochody. Zerwane zostały też linie energetyczne, przez co w około tysiącu domów nie było prądu.
Jeszcze w powietrzu pilot poinformował wieżę kontroli lotów, że traci wysokość i nie może znaleźć miejsca do lądowania.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.