Szef hazardowej komisji śledczej Mirosław Sekuła (PO) nie wykluczył, że już w piątek zostanie przyjęty raport z jej prac. Śledczy z opozycji są oburzeni tak szybkim tempem prac nad końcowym sprawozdaniem i zarzucają Sekule, że zachowuje się jak dyktator.
Sekuła powiedział we wtorek na konferencji prasowej w Sejmie, że istnieje realna szansa na przyjęcie przygotowanego przez niego raportu z prac komisji już w piątek 30 lipca. Tego dnia bowiem będą głosowane ewentualne poprawki do nowego, poprawionego projektu raportu.
"Po przegłosowaniu poprawek przewiduję głosowanie nad całością projektu sprawozdania" - zapowiedział Sekuła, odnosząc się do piątkowego posiedzenia komisji.
Dodał, że po przyjęciu sprawozdania posłowie będą mogli zgłaszać zdania odrębne. Jak wyjaśnił, zdania odrębne będą mogły być wnoszone od momentu przyjęcia sprawozdania przez komisję do momentu podpisania go przez przewodniczącego komisji i posła sprawozdawcę. Sekuła zapowiedział, że podpisze "sprawozdanie w dobę od jego przyjęcia".
To oznacza, że jeśli komisja przyjęłaby raport w piątek, posłowie mieliby czas do poniedziałku do północy na składanie zdań odrębnych. Jeżeli w piątek nie uda się przegłosować raportu z prac komisji, to Sekuła nie wyklucza, że kolejne posiedzenie komisji w tej sprawie odbędzie się 4 sierpnia.
"Bardzo się będę cieszył, jeśli komisja ten plan zrealizuje, gdyż prace komisji w dużym stopniu stały się jednym z frontów wojny polsko-polskiej, a ja chciałbym, żeby tych frontów wojny polsko- polskiej było jak najmniej, żeby te fronty zamykać, a nie otwierać" - stwierdził Sekuła.
Sekuła, pytany w TVP Info, czy złożenie przez niego raportu komisji już 14 lipca nie było przedwczesne, odpowiedział, że komisja, zgodnie z terminem wyznaczonym przez Sejm, ma czas do 30 września. Jak mówił, gdyby złożył raport we wrześniu, komisja mogłaby nie zdążyć zakończyć prac w ustalonym terminie.
Sekuła pytany był także, czy w świetle materiałów zgromadzonych przez komisję miała miejsce tzw. afera hazardowa. Afery hazardowe "były co najmniej trzy" - stwierdził przewodniczący. "Każda kadencja Sejmu badana przez komisję - przypomnę, że komisja badała proces legislacyjny w IV, V i VI kadencji (...) - w każdej z nich była afera hazardowa" - ocenił Sekuła.
Jak mówił, wszystkie te afery miały "jedną podobną część". Według niego, chodzi o "fatalny sposób stanowienia prawa hazardowego oraz dopuszczanie do niezrozumiałych (...) i niezgodnych z zasadami prób wpływania na zapisy w tych ustawach". Jak dodał, nie wie, czy próby te były nielegalne. "Niech to określi prokuratura" - zaznaczył.
"Proponuję w moim projekcie sprawozdania takie sformułowania, że komisja przekazuje cały swój dorobek i zeznania prokuraturze w prośbą o przeprowadzenie analizy" - powiedział Sekuła. Sejmowa komisja śledcza - mówił - nie powinna być "zbiorowym prokuratorem, a zwłaszcza nie powinna być zbiorowym sędzią".
Beata Kempa i Bartosz Arłukowicz są oburzeni szybkim tempem prac komisji. Posłanka PiS powiedziała PAP, że działania Sekuły to "kpina i skandal". "Tak dalej w kraju być nie może, żeby poniewierać opozycją i poniewierać prawdą" - stwierdziła.
Jej zdaniem, Sekuła wyznaczając tak szybkie tempo prac nad raportem komisji nie daje opozycji szans na wypowiedzenie się w tej sprawie. Jak dodała, posłowie będą mieli zaledwie kilka godzin na przygotowanie swoich poprawek do nowego projektu raportu.
Sekuła zapowiedział bowiem, że nowy, poprawiony projekt raportu z prac komisji prześle posłom do północy z czwartku na piątek, a w piątek o dziesiątej rano śledczy mają zgłaszać do niego swoje ewentualne poprawki. Zdaniem Kempy, takie stawianie sprawy to ze strony przewodniczącego "bezczelność".
Arłukowicz (Lewica) powiedział, że zamierza przeczytać i przeanalizować raport, który powtórnie został złożony przez Sekułę. Jak dodał, po zapoznaniu się z nim planuje wnieść poprawki i - gdyby zostały odrzucone - ewentualnie przedstawić zdanie odrębne. "Chciałbym, żeby komisja zakończyła swoje prace w sposób rzetelny, a nie kompromitujący. Przewodniczący Sekuła codziennie urządza festiwal kompromitacji" - ocenił.
Posłowie nie zgadzają się także na to, że będą mieć tylko dobę roboczą na złożenie zdań odrębnych do raportu. Kempa już dziś zapowiada, że je złoży, gdyż - jak zaznaczyła - raport Sekuły jest "niechlujny", nie zawiera całego materiału dowodowego oraz oceny części niejawnej zgromadzonych przez komisję dokumentów.
"Nie zgadzam się na to, żeby w dobę roboczą przyjmować zdania odrębne, żeby mieć kilka godzin nocnych na przygotowanie poprawek do nowego dokumentu. Jeżeli to ma tak wyglądać, to naprawdę ten dokument nie będzie absolutnie odpowiadał prawdzie i w dodatku prawdzie obiektywnej" - stwierdziła.
Także Arłukowicz mówi, że zdanie odrębne i poprawki będzie składał na posiedzeniu komisji, a nie w nocy przed biurem komisji, "przepychając je pod zamkniętymi drzwiami". "Tak nie będzie. Przestrzegam przewodniczącego Sekułę, żeby nie łamał prawa, bo są instytucje, które potrafią to ocenić" - dodał.
Kempa zastanawia się, czy w ogóle przyjdzie na piątkowe posiedzenie komisji. W zeszłym tygodniu prosiła bowiem Sekułę o jego przełożenie, w związku z tym, że ona i inny poseł PiS zasiadający w komisji - Andrzej Dera - planują w tym terminie urlop. Sekuła jednak odmówił i - jak twierdzi Kempa - zasugerował, by "zabrała się do roboty". Te słowa wywołały łzy posłanki.
Teraz Kempa nie wyklucza, że pojawi się w piątek, choć - jak sama przyznaje - nie wie, "czy wobec takiego traktowania jest sens odpowiadać na tego typu rzeczy". "On (Sekuła - PAP) mnie nie będzie ćwiczył jak ekonom. My mamy czas do września (uchwała zobowiązuje komisję śledczą do przedstawienia Sejmowi raportu z prac do 30 września) i jeśli przyjmie raport, w którym poświadcza nieprawdę, to ja go wyślę do prokuratury" - powiedziała posłanka PiS.
Sekuła twierdzi jednak, że nawet bez Kempy i Dery komisja może pracować i podejmować wiążące decyzje. Jak dodał, komisja może działać jeśli ma kworum, a do niego wystarczy, by w posiedzeniu brało udział co najmniej 3 posłów.
Sekuła zapowiedział w ubiegły piątek, że do 30 lipca złoży nowy projekt raportu w związku z zarzutami Kempy i Arłukowicza. Podnosili oni, że materiał przygotowany przez niego zawiera liczne wady merytoryczne i prawne.
Arłukowicz, powołując się na opinie Biura Analiz Sejmowych, mówił, że przewodniczący przedstawił swój projekt raportu przed przesłuchaniem wszystkich świadków i przed podpisaniem przez nich protokołów z zeznań. Poseł tłumaczył, że Sekuła złożył swój raport 14 lipca, a 20 lipca śledczy przesłuchiwali jeszcze ostatniego świadka. Zwracał też uwagę, że nie wszyscy posłowie podpisali protokoły ze swoich zeznań.
W związku z tym Sekuła postanowił poprawić raport. We wtorek poinformował jednak, że nowy projekt sprawozdania będzie się różnił od poprzedniego tylko tym, że "wyeliminuje z niego pomyłki pisarskie i uzupełni go o te poprawki, które już zgłosił lub zamierzał zgłosić".
Sekuła dodał też, że do tej pory protokołów ze swoich zeznań nie podpisali tylko b. minister finansów Zyta Gilowska i szef PiS Jarosław Kaczyński. Zaznaczył, że nieprzekraczalny termin ich podpisania wyznaczył na 29 lipca. Jeśli do tego czasu Gilowska i Kaczyński nie złożą podpisów na protokołach zeznań, Sekuła wykorzysta uprawnienia przewodniczącego komisji do ich jednostronnego podpisania.
Jednocześnie Sekuła przedstawił we wtorek dwie nowe ekspertyzy prawne zamówione przez klub PO, które jego zdaniem wskazują, że miał prawo przedstawić projekt sprawozdania z prac komisji przed podpisaniem protokołów przez wszystkich świadków. Jak dodał, eksperci podtrzymali zdanie, że komisja nie może przyjąć ostatecznego sprawozdania, dopóki wszystkie protokoły zeznań świadków nie są podpisane.
Zgodnie z ustawą o komisji śledczej to właśnie przewodniczący przygotowuje i przedstawia projekt sprawozdania z sejmowego śledztwa. Posłowie natomiast mogą składać do niego poprawki. Ostateczna wersja przyjmowana jest zwykłą większością głosów w drodze uchwały Sejmu.
Sekuła w projekcie raportu z prac komisji uznał, że w sprawie tzw. afery hazardowej nie ma podstaw do zawiadomienia prokuratury, choć ocenił, że Zbigniew Chlebowski łamał standardy poselskie i - jak napisał - komisja "nie daje wiary" słowom Mirosława Drzewieckiego.
W propozycji raportu Sekuła napisał także, że źródłem "przecieku", który ostrzegł biznesmenów o prowadzonych wobec nich działaniach operacyjnych było samo CBA, a nie Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. "Zaprezentowana przed Komisją przez Mariusza Kamińskiego (b. szefa CBA) teoria 'przecieku' nie została poparta żadną konkretną wiedzą, faktami lub materiałem dowodowym" - czytamy w projekcie.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.