Po długiej i ciężkiej chorobie odszedł do Domu Ojca Tomasz Kabis, finalista programu "Mam talent!".
"Z ogromnym żalem informujemy, że dziś w nocy po długiej walce z chorobą odszedł Tomek - Artysta o wielkim sercu, cudowny i dobry człowiek z najszczerszym uśmiechem na świecie. Czaruj Nam dalej, tam na górze Przyjacielu… Łączymy się w bólu z rodziną i przyjaciółmi" - takie oświadczenie pojawiło się dziś rano na profilu Tomka.
Młody iluzjonista był bardzo wierzącym człowiekiem, wiele lat posługiwał przy ołtarzu jako ministrant. Praktycznie do samego końca pozostał niezwykle aktywny. Nie poddawał się chorobie. Utrzymywał kontakt z fanami, a oni wspierali go modlitwą, dobrymi słowami i zbiórką pieniężną.
Kiedy kilka miesięcy temu Tomek za pośrednictwem Facebooka poinformował o swojej chorobie - wykryto u niego nowotwór złośliwy serca, śródpiersia i opłucnej z przerzutami do wątroby - przyjaciele zorganizowali dla niego akcję pod nazwą "Zróbmy największą sztuczkę świata – pokonanie raka!".
Tomek w miarę możliwości informował na stronach portali społecznościowych o postępach w leczeniu. Nie ukrywał, że bardzo liczy na cud i uzdrowienie. Pozostawał jednak pełen pokory. - Staram się potraktować tę sytuację jako przestrzeń, na której Bóg może coś zbudować - mówił kilka miesięcy temu w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego". - Co dalej będzie, to będzie. Nie wiem. Jestem ze wszystkich stron otoczony modlitwą.
Odziały onkologiczne nie są ci obce. Tyle że do tej pory znałeś je od drugiej strony. Wiele razy odwiedzałeś dzieci na onkologii, robiłeś dla nich sztuczki iluzjonistyczne. Nie przerażały Cię te klimaty? Większość ludzi oddziały onkologiczne omija szerokim łukiem...
Na samym początku też bałem się tam wejść. Ale przekonałem się, że na oddziałach onkologicznych przede wszystkim się żyje i walczy. A teraz mogę powiedzieć, że dobro naprawdę wraca. Otrzymuję mnóstwo wsparcia od rodziców dzieci, które kiedyś odwiedzałem na onkologii z pokazami iluzjonistycznymi. Piszą do mnie, zapewniają o modlitwie, tłumaczą, jak w tej sytuacji poradzić sobie z takimi czy innymi trudnościami.
Po pierwszą dawkę chemii przyjechałeś do szpitala akurat w Światowym Dniu Walki z Rakiem i przy okazji zrobiłeś iluzjonistyczny pokaz dla chorych, którzy czekali na korytarzu na swoją chemię. Skąd bierzesz siłę na takie akcje? Większość ludzi, których znam, łącznie ze mną, w takiej sytuacji zamknęłaby się w ciasnych ścianach własnych kłopotów.
Zawsze działałem jakoś na przekór. Tak mnie Pan Bóg stworzył, że nie poddaję się łatwo. Dzięki pokazowi ten korytarz nie kojarzy mi się już teraz tylko z czekaniem na chemię, ale też z tym, co lubię, co mi sprawia przyjemność. Z radością ludzi, ze zdziwieniem publiczności. Choćby w tak nietypowym miejscu. Lekarze i pielęgniarki mówili potem, że nigdy dotąd nie słyszeli takich wybuchów śmiechu na korytarzu onkologicznego oddziału.
Cały wywiad z Tomkiem Kabisem: Boże, to dopiero wyzwanie!
Na facebookowym profilu śp. Tomka Kabisa pojawiają się słowa pożegnań i podziękowań za to, jakim był człowiekiem i jak wiele dobra w swoim życiu uczynił:
"Twoje życie było namacalnym dowodem istnienia magii, bo Ty byłeś tą magią, która sprawiała, że życie innych nabierało nowych barw, sensu i radości. Dziękuję Ci za każdą wspólną chwilę, śmiech do łez i wsparcie jakim mnie zawsze obdarzałeś. Dziękuję za wszelkie dobro jakie przyniosłeś temu światu. Dziękuję za ten zaszczyt, że mogłam Cię poznać".
"Zawsze zaskakiwał. To co robił było zawsze niespodziewanie. Przy tym czy w małej grupie czy przed milionami telewidzów zawsze wyznawał wiarę w Boga. Nawet gdy przyszła choroba zawsze był sobą i robił to co kochał. Tomek dzięki za twoje świadectwo! Teraz jesteś u swojego najlepszego Przyjaciela. Oczaruje go swoimi sztuczkami".
"Tomek Ty już tam jesteś! Głęboko wierzę, że kiedyś się spotkamy u Najwyższego. Gdzie nie będzie nowotworów i innych... Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia!".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.