245 domów zostało zniszczonych a 700 osób pozostało bez środków do życia w wyniku pożaru, który przez dwa dni pustoszył ubogie dzielnice portowego miasta Valparaiso w Chile - poinformowały w czwartek miejscowe władze.
Jak relacjonowali świadkowie, pożar wybuchł we wtorek, w wigilię Bożego Narodzenia, tak nagle, że nie było czasu na jakąkolwiek reakcję, poza ucieczką. Niektórzy stracili wszystko, nawet zwierzęta domowe. Z ogarniętych pożarem lub zagrożonych nim dzielnic ewakuowano wiele rodzin.
W czwartek do Valparaiso przybył prezydent Chile Sebastian Pinera, według którego istnieją dowody, że pożar został wywołany rozmyślnie. "Głęboko żałuję, że noc, która powinna być przepełniona spokojem, zamieniła się w tragedię" - powiedział.
Valparaiso to znany z kolorowych, drewnianych domów kurort, bardzo popularny wśród turystów w Ameryce Południowej. Pożar wybuchł w zalesionej okolicy na obrzeżach miejscowości i rozprzestrzenił się w kierunku wybrzeża, wdzierając się na wzgórza Rocuant i San Roque, gdzie znajdują się malownicze osiedla z widokiem na całe miasto.
W akcji gaszenia pożaru brało udział dziewięc zespołów strażackich, pięć śmigłowców i dwie cysterny z wodą. Ogień strawił już 150 hektarów pastwisk, zarośli i lasów.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).