Człowiek ma w sobie coś z bakterii. Zawsze znajdzie jakąś środowiskową niszę dla swojej egzystencji.
Wszystkiego najlepszego. Niech Pan Bóg darzy pokojem....
Napisała pod jednym z ostatnich moich komentarzy Marianna. Gdy pisałem o potrzebie świadectwa.
Żeby to było takie proste... Też mi się wydawało, że nie ma to jak osobiste świadectwo, dobre uczynki itp. I coraz częściej wydaje mi się, że to nie działa. Znam ludzi, którzy chętnie odcinają kupony od tego, że mają blisko siebie taki chodzący "caritas" skłonny im pomóc w trudnych sytuacjach, ale nie przybliża ich to do Boga ani trochę.
Pisząc co pisałem bardziej niż o osobistym świadectwie myślałem o świadectwie Kościoła jako wspólnoty; wspólnoty, która jest alternatywą dla nieciekawego społeczeństwa. By wierzący nie dawali antyświadectwa; że to modli się pod figurą a diabła ma za skórką. Prawdą jest jednak, że świadectwo nie zawsze działa. I nie wobec wszystkich. Tu się zgadzam. „Wierzę” zawsze pozostaje dotknięciem Bożej łaski, nie efektem ludzkiego przekonywania czy nawet cichego świadectwa. Te mogą tylko pomóc działaniu w ludzkich sercach Boga, ale go nie zastąpią. Warto też chyba jednak w tym miejscu zwrócić uwagę na pewne niebezpieczeństwo, które rodzi się zarówno przez bycie „chodzącym caritasem”, jak i przez wszelkie instytucjonalne udzielanie innym pomocy: przyzwyczajanie ludzi do tego, że nie muszę się wysilać, bo „caritas” pomoże.
Mam znajomą od wielu lat pracującą w szkole specjalnej. Takiej „normalnej”, do której rzadko trafiają dzieci faktycznie upośledzone, za to na pewno wiele mocno w rodzinach zaniedbanych. Ich niezaradni życiowo rodzice – tak wynikało z jej opowieści – w jednej sprawie najczęściej są prawdziwymi specjalistami: doskonale wiedzą od kogo i jaki zasiłek czy dodatek im się należy. Podobne opowieści słyszałem z wielu ust ludzi pracujących w różnych „działach” udzielania innym pomocy, więc wiem, że to nie wyjątek. Czy tacy ludzie są niezaradni życiowo? Moim zdaniem nie. Są bardzo zaradni. Radzą sobie tylko w inny sposób, niż społeczeństwo oczekuje. Tak jak jedni znajdują swoje miejsce w byciu budowlańcami, inni handlowcami, nauczycielami czy lekarzami oni wybrali niszę bycia ofiarami. Tworzą w ten sposób nową niszę: dla altruistów, mających potrzebę realizowania się przez pomaganie innym.
O dawaniu ryby zamiast wędki mówi się dość często, natomiast nie zawsze jest pomysł, jak pomóc, żeby od pomocy nie uzależnić; jak pomóc, by ten, któremu się pomaga zechciał jednak stanąć na własnych nogach. Bo bywa z tym nieciekawie. Pamiętam, że w szkołach bywało tak, że pomoc otrzymywały biedne dzieci alkoholików (rodzice spokojnie mogli więc pić), ale nie kwalifikowały się do niej dzieci ludzi naprawdę chorych, z trudem wiążących koniec z końcem, ale zbyt dumnych by prosić. Więc te dzieci – choć nie głodne – jadły i ubierały się więcej niż skromnie. Podobnie bywa z ubogimi emerytami czy rencistami, którzy zaciskając zęby najpierw opłacą mieszkanie, a potem martwią się jak za resztę przeżyć, nie odwrotnie.
Zjawisko uzależnienia od pomocy rozpoznać można zresztą nie tylko w sferze potrzeb materialnych czy przebijania się przez różne problemy urzędowe. Dość często występuje ono także w sferze duchowej. Są ludzie, którzy ciągle niby potrzebują psychologa. Mamy chrześcijan, którzy wiszą na jakichś swoich „guru” – spowiednikach, przewodnikach duchowych, wziętych rekolekcjonistach, a gdy ci okazują się tylko ludźmi – ich świat się wali. Sam pamiętam rozmowę z pewnym człowiekiem, który skarżył się na swój problem ze skrupułami. Tyle że im dłużej z nim rozmawiałem tym mocniej byłem przekonany, że on wcale nie chce się tego problemu pozbyć; że mu z tym dobrze, bo może po kolei zwracać się o pomoc do różnych (nie zawsze) specjalistów i z satysfakcją twierdzić: no proszę, ten też mi nie mógł pomóc, taki wyjątkowy jest mój przypadek. Tymczasem nie był to przypadek wyjątkowy. Tylko „pacjent” był wyjątkowo głuchy na prawdę, że tego rodzaju problemu nie da się wyleczyć antybiotykiem czy wyciąć skalpelem, ale że trzeba samemu nad sobą popracować, a „terapeuta” może tylko poradzić co zrobić, na co zwrócić uwagę.
Temat rzeka, prawda? No to już kończę. Tym razem bez pointowania. Ale jeszcze raz: wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.