Kościół, w który wierzę, wspólnota zbudowana na fundamencie jakim jest Chrystus, nie podlega zagrożeniom zewnętrznym. Nie znaczy to jednak, że nie widzę niebezpieczeństwa dla niektórych aspektów funkcjonowania Kościoła.
Niedawno zadano mi pytanie, czy uważam, że Kościół w Polsce jest zagrożony. Pytanie jest bardzo wieloznaczne, niemniej warto mu się przyjrzeć.
Czy uważam, że Kościół jest zagrożony? Kościół, w który wierzę, wspólnota zbudowana na fundamencie jakim jest Chrystus, nie podlega zagrożeniom zewnętrznym. Jedyną i ostateczną jej gwarancją jest sam Fundament. Nie znaczy to jednak, że nie widzę niebezpieczeństwa dla niektórych aspektów funkcjonowania Kościoła.
Po pierwsze, dla jego roli w wyznaczaniu standardów życia społecznego. Jesteśmy świadkami istotnej dewaluacji takiej funkcji Kościoła. To źle, bo oznacza zmianę standardów społecznych , często na mniej ludzkie i krzywdzące. Celem obecności Kościoła (mam na myśli wspólnotę ludzi wierzących) w życiu publicznym powinno być takie kształtowanie świata, by był on jak najbardziej Boży.
Po drugie, widzę poważne zagrożenie dla Kościoła żyjącego w ludziach. Bynajmniej nie chodzi o statystyki, Kościół to nie partia polityczna z wyliczonym poparciem. Spadek uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej i sakramentach nie budziłby najmniejszego mojego niepokoju (i znam głęboko wierzących katolików, których niepokoju nie budzi!), gdyby nie to jedno pytanie: co z tymi, którzy odchodzą? Jeśli zadaniem Kościoła, moim zadaniem jest nieść Boga ludziom, musi mnie niepokoić odejście każdego człowieka od źródła radości, miłości i pokoju.
To prawda: tłumy ludzi, którzy z Kościołem są związani powierzchownie zamazują świadectwo. Gdyby zostało niewielu – głęboko wierzących – znak byłby wyraźniejszy. Oznacza to jednak, że część ludzi, którzy obecnie mają kontakt (choćby niewielki) ze Źródłem, go utraci. To wielka cena.
Wypada wrócić w końcu do pominiętego na początku aspektu. Kościół, w który wierzę, nie podlega zagrożeniom zewnętrznym. Niestety, podlega wewnętrznym.
Tym bardziej niepokoją mnie stwierdzenia takie jak to, przeczytane w jednym z katolickich pism: „Nie łudźmy się: jeżeli wśród polityków nie będzie katolików prawdziwie wiernych doktrynie katolickiej, to słaba jest nadzieja dla Kościoła.” Nadzieja dla Kościoła nie pochodzi od polityków, wiara w polityków i politykę zawsze była dla niego szkodliwa. Tym bardziej niepokoi mnie, gdy słyszę wypowiedzi przedstawicieli Kościoła skupiające się na oczekiwaniach „narodu”. Kościół ma głosić Chrystusa, nie wypowiadać się za naród. Zwłaszcza, że naród jednogłośny nie jest, a takie wypowiedzi wyłącznie dzielą.
Za chwilę usłyszę, że pomijam bardzo istotny aspekt dla Kościoła: aspekt wpływów, władzy i finansów. Odpowiadam: ta kwestia nie interesuje mnie zupełnie. Owszem, głoszenie Ewangelii wymaga środków. Ciągle jest to jednak jedynie narzędzie, które nie może się usamodzielnić i przesłonić Chrystusa.
W końcu to On jest jedynym fundamentem Kościoła. Prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.