Jeśli religia traci w społeczeństwach traci prawo obywatelstwa, to nie jest to rozdział a dyskryminacja wierzących.
Covid-19 przyćmił ostatnio nieco wszystkie inne tematy, ale życie przecież toczy się dalej. Między innymi kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi. Pojawił się w niej między innymi – tradycyjnie już – problem rozdziału Kościoła od państwa. W Polsce jakoby nie istniejący. No bo...
Gdzieś na początkach ery generała Jaruzelskiego. Mroczny stan wojenny, obywatele liżą rany po upokorzeniu, jakim było zdławienie ich wolnościowych aspiracji. Z kolegami organizowaliśmy dla chorych spotkania w prowadzonym przez siostry zakonne szpitalu. Bardzo specyficznym. Mówiono o nim „szpital dla chroników”. Rzeczywiście, byli w nim pacjenci, których poznaliśmy jesienią, a wiosną ciągle jeszcze tam byli. „Bardzo chorzy nie są, ale nie ma kto się nimi zaopiekować” – mówiono nam. A mnie dziwiło jak to jest: państwo, które na wszystkim trzyma twardą łapę w takich wypadkach pozwala Kościołowi na „własną inicjatywę”. Odpowiedź był oczywista. Zajęte innymi ważnymi – jak sznurek do snopowiązałek – nie bardzo chciało się rozwiązywaniem i tego problemu zajmować. Pozwalało więc Kościołowi na podjęcie takiej służby. Zauważmy – z korzyścią dla społeczeństwa.
I tak jest i dzisiaj. Kościół wspiera społeczeństwo niekoniecznie tylko tam, gdzie państwo z różnych powodów sobie odpuściło. Jest strukturą, w której jest sporo osób którym się chce, więc wychodzi z mnogością inicjatyw. Dotyczących opieki nad młodymi, ich wychowania, kształcenia, wspierania osób upośledzonych czy zajmowania się ludźmi chorymi i osłabionymi wiekiem. Trudno nie zauważyć, że wspólnota Kościoła – niekoniecznie pod auspicjami hierarchii – dokłada się w ten sposób do tego, co nazywamy dobrem wspólnym. Dziwne byłoby gdyby państwo miało coś przeciwko temu i gdyby tych inicjatyw na ogólnie przyjętych zasadach nie wspierało też finansowo.
I tak jest dobrze, tak powinno być. Wierzący, członkowie wspólnoty Kościoła, są członkami naszego społeczeństwa, polskimi obywatelami. Tymczasem głosiciele tezy o potrzebie rozdziału Kościoła od państwa zdają się tego nie widzieć. Ich zdaniem wsparcie należy się oczywiście każdej społecznej organizacji i każdej inicjatywie. Z wyjątkiem jednak tych, które są jakoś wyraźniej związane z Kościołem. Jeśli są – już podnosi się krzyk, że państwo finansuje Kościół. Co to jest jeśli nie dyskryminacja ze względu na wyznawaną wiarę?
Smuci mnie to. A czasem nawet irytuje i złości. Dobrze pamiętam czasy, gdy wierzącym, to, owszem, mogłem sobie być, ale prywatnie. Oficjalnie miałem być przykładnym obywatelem Rzeczypospolitej Ludowej: należeć do Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej, na ustach mieć frazesy o przewodniej roli PZPR i wiecznej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. A w niedzielę zamiast do kościoła, czy nie daj Boże na pielgrzymkę do Piekar, chodzić z entuzjazmem na prace społeczne. I trudno mi uwierzyć, że dziś, w wolnej Polsce, ktoś znów ma podobne pomysły na funkcjonowanie naszego państwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.