Przed pięciu laty za zgodą ówczesnego biskupa warszawsko-praskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia na rynku prasy pojawił się tygodnik „Idziemy”. Dzisiaj Eucharystię z okazji rocznicy powstania pisma odprawi w katedrze św. Floriana na Pradze abp Henryk Hoser. Publikujemy rozmowę z redaktorem naczelnym tygodnika „Idziemy” ks. Henrykiem Zielińskim, który dokonuje bilansu pięciolecia, opowiada o planach redakcji: portalu internetowym i pomyśle dziennika katolickiego.
KAI: Od początku koncepcją tego tygodnika było, aby nie separować rzeczywistości na świecką i kościelną. Czy to udaje się realizować?
–To że założyliśmy sobie od początku, że nie będziemy dzielić świata na sacrum i profanum, a także, że nie będziemy dzielić Kościoła na łagiewnicki i toruński udaje nam się, aczkolwiek koszty tego są dosyć duże. Szczególnie teraz, w gorącej sytuacji politycznej, kiedy politycy zarzucają sobie i Kościołowi uwikłanie po stronie jednej czy drugiej partii, staramy się recenzować tę rzeczywistość z punktu widzenia ludzi wierzących. Zawsze będzie tak, że komuś się narazimy. Gdy recenzujemy pokazując czasami nieuczciwe zachowania jednej czy drugiej strony, a czasami obydwu stron, tak jak np. „konfliktu o pomnik pod hasłem konflikt o krzyż przed Pałacem Prezydenckim” dostajemy z tego powodu protesty i zażalenia z obydwu stron: Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. Może mniej tych zażaleń a więcej zrozumienia jest ze strony Kościoła, którego też nie chcemy dzielić na toruński i łagiewnicki. Z tego, co wiem, na forum Konferencji Episkopatu Polski nasze pismo cieszy się sympatią biskupów utożsamianych zarówno z frakcją bardziej liberalną jak i z frakcją bardziej konserwatywną, ze względu na to, że stoimy po stronie wartości, a nie po stronie interesów grupowych. Przyjęliśmy założenie, że nie chcąc tworzyć „katolickiego getta” trzeba pisać o świecie takim, w jakim ludzie żyją. Nasze pismo jest adresowane do ludzi, którzy są zapracowani i nie mają czasu. Do ludzi może trochę młodszych niż czytelnicy innych tygodników katolickich, którzy wychowani zostali już w innej kulturze medialnej. Nie mają już zwyczaju siadać i czytać sążniste teksty, dlatego staramy się dobierać formy przekazu. W każdym numerze „Idziemy” jest tylko jeden sążnisty tekst – tzw. raport a pozostałe to są teksty krótkie, które dają się przeczytać w przerwie między mieszaniem zupy a przewijaniem dzieci, czy w tramwaju między jedną a drugą przesiadką. Mamy sygnały, że nasz tygodnik bywa czytany nie tylko w zaciszu domu czy zakrystii, ale też w miejscach publicznych. Ludzie uważają go za normalny element rynku prasy. Staramy się redagować pismo, które właśnie dlatego traktuje o wszystkich sprawach, o sporcie, życiu społecznym i kulturze jak również o polityce. Komentujemy również świat polityki. Doniesienia ze Stolicy Apostolskiej są obok doniesień z Brukseli czy Nowego Jorku. Mamy też świadomość, że wielu naszych czytelników nie kupuje i nie czyta już innych tygodników i gazet. Wielu, nawet bardzo wykształconych mówi, że jeśli bierze do ręki ten tygodnik, to im to zasadniczo wystarcza, oprócz wiedzy, którą czerpią z mediów elektronicznych. Na wioskach, gdzie nie ma kiosków, nasz tygodnik jest jedynym, który do nich dociera i dlatego staramy się zapewnić czytelnikom całe kompendium wiedzy.
KAI: A jakie plany na przyszłość? Zwrot w kierunku Internetu? Wspomniał Ksiądz też o dzienniku...
– Mamy za sobą już etap udostępniania wszystkich tekstów w Internecie, z czego wycofują się obecnie również duże światowe media. Byliśmy jednym z pierwszych tygodników umożliwiających prenumeratę elektroniczną w Internecie. Natomiast uruchomienie portalu internetowego, które planujemy nie ma zastąpić tygodnika, ale być medium szybkim, do czasu, kiedy zostanie uruchomiona jakaś forma dziennika katolickiego. Nie chodzi nam o stworzenie portalu społecznościowego ale informacyjnego, na którym byłyby także komentarze, po to, aby zapewnić sobie jeszcze szybszy sposób docierania do czytelników. Wchodząc na rynek, stawialiśmy sobie cel, że będziemy najszybszym tygodnikiem katolickim w Polsce. Niektórzy się z tego śmiali, że Kościół to nie piekarnia i nie trzeba stawać do wyścigów. Okazuje się, że czytelnicy w dobie Internetu chcą mieć świeże informacje. Obecnie możliwości oddziaływania i opiniowania, jakie daje jakakolwiek prasa, niestety zostają w tyle za Internetem a my musimy nadążać.
KAI: Czego więc życzyć tygodnikowi na następne lata?
– Przede wszystkim otwarcia się nowych diecezji na tygodnik. Rynek mediów katolickich niestety nie jest wolnym rynkiem. Jedynie chyba w Warszawie wszystkie tytuły tygodników katolickich są obecne w parafiach, natomiast inne diecezje są hermetycznie zamknięte i ograniczają się do jednego tytułu. Nieraz opinie biskupów były bardzo pochlebne na temat naszego tygodnika, nawet padały słowa, że „taki tygodnik jak nasz Polsce jest bardzo potrzebny”. Gdy pytałem czy również tej diecezji, zapadało milczenie, po czym odpowiedź: no tak, ale my mamy podpisany kontrakt z jedną z gazet na wyłączność. Trzeba nam życzyć otwartości na rynku mediów katolickich na wszystkie tytuły a wówczas „Idziemy” bez obaw sobie poradzi, a przy otwartości wszystkich diecezji jesteśmy w stanie uruchomić nawet dziennik katolicki.
Seria takich rakiet ma mieć moc uderzeniow zblliżoną do pocisków jądrowych.
Przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg o dodatkowej handlowej niedzieli w grudniu.
Załoga chińskiego statku Yi Peng 3 podejrzana jest o celowe przecięcie kabli telekomunikacyjnych.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.