- Osoby bezobjawowe i skąpoobjawowe są źródłem zakażenia innych osób - przekonuje lekarz Piotr Meryk, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Szpitalu Specjalistycznym im. S. Żeromskiego w Krakowie. A chorzy naprawdę umierają na COVID-19.
W internecie mnożą się też teorie mówiące, że koronawirus nie istnieje - jest co najwyżej narzędziem do zniewolenia ludzi. W mediach społecznościowych rozpowszechniane są także informacje, że "żyjemy w państwie policyjnym, które bada, jak bardzo damy się zniewolić, dlatego wszystkiego nam zabrania i nakazuje zostanie w domu (a przecież nikt nie zakaża się w sklepie czy kościele). Izolacja powinna więc dotyczyć tylko osób, które mają potwierdzone zakażenie". Co odpowiadać takim osobom?
Wszystkich, którzy tak twierdzą, zapraszam na oddział zakaźny. Nasz albo do Szpitala Uniwersyteckiego. Tam przebywa obecnie ponad 100 osób, z czego część jest na intensywnej terapii. Ponad 300 osób jest w Małopolsce objętych izolacją domową. Co więcej, gdy na kilku oddziałach w naszym szpitalu pojawiły się zakażenia, dochodzenie epidemiologiczne udowodniło, że do zakażenia nie doszło w szpitalu - koronawirus został tu przywleczony. Oznacza to, że zarażamy się m.in. w komunikacji miejskiej, w sklepach, różnego rodzaju kolejkach. Zakażają zwłaszcza osoby bezobjawowe i skąpoobjawowe, które są tego nieświadome.
Jakie rady da więc Pan naszym Czytelnikom na czas zluzowania zasad? Lepiej nadal pozostawać w domu, zamiast iść tam, gdzie mogą tworzyć się skupiska ludzi (np. do parku)?
Zdecydowanie doradzam unikanie skupisk oraz zachowanie izolacji społecznej (czyli odstępu 1,5 do 2 metrów od drugiej osoby). To pomoże zminimalizować ryzyko zakażenia. Z kolei maseczki, choć stuprocentowo nie chronią nas przed zakażeniem, zmniejszają rozprzestrzenianie się wirusa. Ich noszenie (najlepiej, by nosili je wszyscy) nie chroni więc osoby, która ją nosi, ale tych, którzy są wokoło, bo ten, kto ma maseczkę, ma mniejszą szansę, by zakazić innych. Ważna jest jednak jakość maseczek. Bawełniane nie dają takiej ochrony, jak nawet te chirurgiczne.
W swojej praktyce lekarskiej spotkał się już Pan z epidemią podobną do tej, którą mamy obecnie w Polsce, czy jest to sytuacja pierwsza od długiego czasu i dlatego mamy z nią problem?
W swojej praktyce miałem do czynienia z kilkoma epidemiami, ale jeśli chodzi o skalę, tamte nie miały takiego zasięgu. Mieliśmy ryzyko przywleczenia do Polski zakażenia wirusem ebola oraz wirusem MERS, który powoduje większą śmiertelność niż SARS-CoV-2, ale oba wirusy na szczęście do Polski nie dotarły. Były również grypy - świńska i ptasia, ale zjadliwość tych wirusów była mniejsza niż obecnie. Dlatego pandemii na taką skalę, jak teraz, nie pamiętam.
Do "normalności" wrócimy więc dopiero wtedy, gdy pojawi się szczepionka. Choć tak naprawdę nie wiadomo, czy i kiedy się pojawi. Środowiska antyszczepionkowe już krzyczą, że gdyby obowiązek szczepienia został nałożony na wszystkich, to będzie to zamach na naszą wolność...
Wprowadzanie szczepionki na rynek wymaga zazwyczaj wielu lat oraz szczegółowych badań klinicznych. Natomiast przy takiej epidemii, jak obecnie, trwa wyścig koncernów farmaceutycznych, które chcą wyprodukować skuteczną szczepionkę. Czas oczekiwania być może skróci się więc do początku przyszłego roku. Po wprowadzeniu na rynek skutecznej szczepionki w pierwszej kolejności powinny zostać zaszczepione osoby z grup ryzyka ciężkiego przebiegu zakażenia. Idealnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie szczepień obowiązkowych przeciwko koronawirusowi SARS-CoV-2 dla całej populacji, ale ze względu na skalę koniecznych szczepień wydaje się to niemożliwe. Jeśli chodzi o protesty ruchów antyszczepionkowych, to zauważmy, że wolność jednostki kończy się w momencie, gdy przekraczana jest granica wolności drugiego człowieka. W związku z tym, że osoby zakażone bezobjawowe lub skąpoobjawowe mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla osób z grup ryzyka ciężkiego przebiegu zakażenia, szczepienia obowiązkowe mają sens. To właśnie dzięki szczepieniom ochronnym zmniejszyliśmy liczbę zachorowań i zgonów z powodu chorób zakaźnych, a niektóre choroby zakaźne potrafiliśmy całkowicie wyeliminować. Ponadto koszt profilaktyki, czyli w tej sytuacji szczepień ochronnych, jest zawsze zdecydowanie mniejszy niż późniejszy koszt leczenia choroby. I nie są to tylko koszty ekonomiczne, ale także społeczne, rodzinne i psychologiczne. Wracając do "normalności", pamiętajmy, że sytuacja gospodarcza i ekonomiczna świata jest zła, bo gospodarki zostały zamrożone. Musimy wyważyć wszystko tak, by je uruchomić, a jednocześnie minimalizować ryzyko zakażenia. To jest bardzo trudne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.