Marianna Biernacka oddała swe życie, by ratować synową i jej nienarodzone dziecko. Jej prosta wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego pokonała śmierć. Dziś wspominamy ją jako błogosławioną.
Była niemowlęciem, gdy straciła matkę. Kilka lat później zmarł jej ojciec. Z szóstki jej dzieci czworo zmarło tuż po porodzie. Po śmierci męża Ludwika, z którym prowadziła gospodarstwo rolne, oraz po zamążpójściu córki Leokadii zamieszkała z synem Stanisławem i jego żoną Anną. Byli kochająca się rodziną, żyjącą rytmem modlitwy i ciężkiej pracy na roli.
W 1943 r. śmierć po raz kolejny zastukała do ich drzwi. W lipcu niemieccy okupanci zarządzili krwawy odwet za zabicie przez partyzantów policjanta. Na liście 50 przeznaczonych na śmierć znalazł się syn Marianny i jego żona, która była w ciąży.
- Jak ona pójdzie, jest przecież w ostatnich tygodniach ciąży, ja pójdę za nią - błagała Marianna, padając do stóp Niemca w mundurze. Ten zgodził się wziąć ją zamiast Anny. Dwa tygodnie później 13 lipca 1943 r. 55-letnia Marianna Biernacka została rozstrzelana wraz z synem w fortach niedaleko wsi Naumowicze koło Grodna. Przed śmiercią miała życzenie: aby dostarczyć jej różaniec i parę innych drobiazgów.
Uratowane przez nią nienarodzone dziecko - chłopiec - zmarło krótko po porodzie. Ale ocalona dzięki niej synowa Anna Biernacka dożyła 97 lat. Zmarła w 2014 r. Doczekała chwili, w której Jan Paweł II ogłosił jej teściową błogosławioną - wraz z innymi polskimi męczennikami z okresu II wojny światowej. Miało to miejsce 13 czerwca 1999 r. w Warszawie.
Ośrodkiem jej kultu jest kościół w Lipsku w diecezji ełckiej, gdzie urodziła się przyszła błogosławiona. Jest ona patronką małżeństw starających się o poczęcie dziecka, kobiet w stanie błogosławionym oraz wdów.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.