Rozdział Kościoła od państwa w Polsce istnieje. Niestety, często brakuje rozdziału emocji od trzeźwego osądu spraw.
Oj, nie spodobało się Szymonowi Hołowni (wpis na Facebooku), że pod kościołem Świętego Krzyża w Warszawie stanęli policjanci. Oskarża PiS, że tym sposobem chce uciułać parę głosów (ciekawe w jakich wyborach?) i straszy, że na zasadzie wahadła straci ich jeszcze więcej (to akurat możliwe, bo swoją niechęć ludzie dłużej zapamiętują niż potrzebę wdzięczności). Kościół z kolei oskarża, że nie rozumie, co czyni pozwalając policji urządzać pod figurą Chrystusa demonstrację siły, bo „On w obliczu oczywistej przemocy zabronił używania miecza i rozmawiał ze swoimi oprawcami”. Heh, musiał pan Szymon dość dawno czytać Ewangelię i zdążył już zapomnieć, że Ewangeliści parę razy podkreślają, że i przed Sanhedrynem, i przed Piłatem Jezus niechętnie cokolwiek mówił (obecni dziwili się, że milczy, że nie odpowiada na zarzuty), a do Heroda nie odezwał się wcale. I podbudowany tym przekłamaniem wieszczy nasz niedawny kandydat na prezydenta, że straci na tym państwo i straci Kościół, bo ten drugi zawsze tracił, gdy „blatował się” z władzą. „Dla dobra państwa, dla dobra Kościoła – zabierzmy stamtąd policjantów. Zacznijmy rozmawiać” – apeluje na koniec. Hmmm... Państwo nie wiem, ale Kościół pewnie straci. Z powodu wbrew prawdzie wmawiających ludziom, że nie istnieje rozdział Kościoła od państwa. Ale co niby mógłby zyskać na pozwoleniu na kolejne profanacje?
Od kilkunastu lat chodzę w niedziele z Komunią świętą do chorych. W białej albie maszeruję po ulicach mojej parafii z Panem Jezusem. Reakcje – różne. Szacunek dla Jezusa – najbardziej wzruszający, gdy okazywany przez ludzi, których na pierwszy rzut oka nigdy bym o pobożność nie posądził – innym razem obojętność. A czasem, zwłaszcza wśród przejeżdżających samochodem, jakieś wyśmiewanie (szyderstwa to byłoby chyba za mocne słowo). Może być, nie ma sprawy. Jednak raz, już dobrych parę lat temu, próbowano mnie potrącić. A przynajmniej porządnie przestraszyć. Nie, to nie był przypadek. Szedłem chodnikiem, młodzieńcy wcześniej mnie widzieli i coś tam do mnie wykrzykiwali. Gdy zauważyli, że zaraz wejdę na pasy, ruszyli pod prąd jednokierunkowej uliczki, a zakręt w moją wzięli tak, że gdybym nie przyspieszył kroku potrąciliby mnie już na biegnących wzdłuż drogi torach tramwajowych, choć jezdnia w tym miejscu całkiem szeroka. Tak, jestem wierzący. Czy z tego powodu wolno mnie rozjechać? Nie mam przysługujących innym obywatelom praw?
I o to w tym wszystkim chodzi. Nie jestem przeciwnikiem dialogu. Wręcz przeciwnie. Ale rozżalenie i poczucie krzywdy to jedno, a prawo do ochrony przed agresją to drugie. W państwie prawa wszyscy obywatele traktowani powinni być podobnie. Jeśli policja widzi, że komuś osobiście albo jego mieniu grozi poważne niebezpieczeństwo, ma obowiązek podjąć działania, by do niczego złego nie doszło. To się nazywa prewencja. I nie powinno mieć znaczenia, czy to prywatne mieszkanie byłego kandydata na prezydenta, czy obiekt sakralny. Nie ma to nic wspólnego z sojuszem Kościoła z państwem. Ma za to z elementarną sprawiedliwością i uczciwym traktowaniem przez państwo każdego obywatela, bez względu na jego światopogląd. Bo rozdział Kościoła od państwa w Polsce istnieje. Chodzi tylko o to, żeby – zgodnie z konstytucją – nie istniał podział na obywateli lepszych i gorszych. Tych, których wszelkie działania państwo ma tolerować, bo biedni, uciskani, sfrustrowani i tych, których w obliczu ewidentnej agresji powinno pozostawić samym sobie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.