Po 33 dniach uciążliwej akcji ratowniczej, maszyna wiertnicza dotarła do 33 górników (32 Chilijczyków i 1 Boliwijczyk) zasypanych pod powierzchnią ziemi na głębokości ponad 700 metrów w kopalni miedzi i złota św. Józefa w pobliżu miasta Copiapo na pustyni Atakama
33 dni wielkiej akcji, za którą stoi cała rzesza ludzi różnych specjalności, zwłaszcza inżynierów górnictwa oraz rząd, który finansuje i nadzoruje całe przedsięwzięcie. Stoi za tym przede wszystkim ogromna NADZIEJA rodzin uwięzionych górników i całej rzeszy ludzi wspierających ich duchowo. Od ostatniego kataklizmu, jaki dotknął Chile w lutym tego roku, nie widziano tak potężnej akcji solidarności.
Górnicy przeżyli 17 dni pod ziemią bez kontaktu. Pierwsza wiadomość o katastrofie zakładała scenariusz najtragiczniejszy, nikt jednak nie spodziewał się, że fakty się odwrócą. Akcja ratownicza była swego rodzaju odpowiedzią na wiarę tych, którzy od początku uważali, że górnicy żyją. Potwierdziła to nota, jaką górnicy napisali odręcznie na skrawku papieru, wyciągniętym przez pierwszą sondę: „Wszyscy 33 czujemy się dobrze „w schronisku”. Radości nie było końca. Uściski, okrzyki, śpiewy, tańce, łzy… Scena się powtórzyła po ponad dwóch miesiącach, kiedy maszyna wiertnicza przebiła 700 metrowy blok skalny i dotarła do uwięzionych górników. Był to znak, iż zakończył się sukcesem pierwszy etap akcji.
Przed nami jeszcze dwa dni ostatnich zabezpieczeń szybu ewakuacyjnego na długości około 90 metrów od powierzchni. Jest to swego rodzaju umocnienie „najsłabszej” części szybu, która nie jest idealnie prosta, nieco załamana i ma swoje nierówności, a także narażona może być na uszkodzenia wskutek chociażby ewentualnych wstrząsów sejsmicznych (dwa dni temu odczuliśmy dość mocny wstrząs; proszę nie zapominać, że Chile jest krajem sejsmicznym i wstrząsy są „chlebem powszednim”).
Przygotowana jest odpowiednia kapsuła o nazwie "Phoenix", którą górnicy zostaną wyciągnięci na powierzchnię. Składa się ona z dwóch części. Gdyby nastąpiła sytuacja zaklinowania się, górnik będzie miał możliwość odłączenia części górnej i zostanie spuszczony w dolnej do miejsca schronienia. W kapsule niektórzy górnicy będą mieli jedynie po kilka centymetrów wolnej przestrzeni, zaś sama kapsuła będzie w odległości jedynie 2 centymetrów od szybu.
Pierwsi do kopalni zostaną wpuszczeni ratownicy. Będzie ich czterech. Zbadają oni stan zdrowia górników i przygotują ich do wyjazdu w tunelu. Górnicy będą wyposażeni w odpowiedni kombinezon, do którego zostaną przymocowane odpowiednie medykamenty na ewentualność zasłabnięcia lub innej nieprzewidzianej reakcji organizmu; może bowiem nastąpić reakcja klaustrofobii. Nie zapomniano też o butli tlenowej, kamerze i mikrofonie, dzięki którym będzie stały kontakt z górnikiem wydobywanym na powierzchnię. Oblicza się, że akcja ratownicza jednego górnika będzie trwała około 40 minut. Jest już lista kolejności wydobywania górników. Najpierw zostaną wywiezieni górnicy szczupli i silniejsi psychicznie, następnie najsłabsi, a na końcu najmocniejsi. Oczy górników będą zabezpieczone przed promieniami słonecznymi, zaś na powierzchni dostaną odpowiednie przygotowane dla nich okulary. Ostatnim górnikiem będzie 54-letni Luis Urzua Iribarren.
Górnicy przygotowywali się do wydobycia przez odpowiednią dietę i ćwiczenia, połączone z cierpliwym oczekiwaniem i całkowitym zdaniem się na działania z powierzchni. Na powierzchni z kolei, czyli w obozie „Nadziei”, oprócz działań specjalistycznych związanych z akcją ratowniczą, przez cały ten czas toczyło się zwykłe życie: rodziny wszystkich górników koczują w namiotach, czuwają, modlą się i próbują podtrzymywać się w nadziei na jak szybsze spotkanie z najbliższymi. Niektórzy dotarli tu nawet z południa Chile, skąd pochodzą niektórzy górnicy. Życie w obozie próbuje nabierać „normalności”, jest nawet bowiem utworzona „mini” szkoła dla dzieci, istnieje internet i łączność telefoniczna. Codziennie dociera do obozu wiele osób, jak psycholodzy i duchowni różnych wyznań, by pomóc rodzinom przeżyć ten trudny czas. Od samego początku organizowano spotkania modlitewne, Msze św. i spotkania z rodzinami, zwłaszcza długimi wieczorami przy ognisku. Codziennym obrazkiem stał się prawie od samego początku widok pajaca Rollego, który dotarł do obozu tylko na kilka dni, by zabawiać dzieci, a został do końca na prośbę ministra górnictwa Golborne.
Każdy odgrywa w akcji swoją ważna rolę, nawet ci, którzy kopalni osobiście nie znają i nigdy w niej nie byli; znają jedynie ją z codziennych relacji telewizyjnych i radiowych – na miejscu jest bowiem obecnie około 2 tys. dziennikarzy. W tej grupie znajdują się też i moi parafialnie, z parafii Jezusa z Nazaretu z Copiapo. Z tej parafii pochodzi grupa 13 zasypanych górników. Od samego początku wspieramy ich duchowo, modlimy się nieustannie, uważając, że jest to prawdziwy cud, iż oni żyją. Spontanicznie powstała nawet „uliczna kaplica”, w której ludzie spotykają się co wieczór na modlitwie, nawet niewierzący. Nikt nie wątpi, że druga część cudu ocalenia górników, czyli ich wydobycie na powierzchnie, nastąpi już za kilkanaście godzin. Pytanie jest tylko, co zrobimy z tym cudem, my parafianie i cała społeczność Chile, jak go wykorzystamy dla dobra siebie i innych, czy pozwolimy, by działał on jeszcze po ocaleniu górników spod ogromnej góry skalnej. Jego przedłużenie w trudną i pustynną codzienność wielu rodzin z pustyni Atakama, będzie prawdziwym dopełnieniem działania Boga i ludzkiej solidarności w akcji ratowniczej 33 górników z kopalni św. Józefa z Chile
***
Ks. Adam Bartyzoł jest misjonarzem klaretynem. Od 4 lat pracuje w mieście Copiapo na Atakamie, najbardziej suchej ziemi na świecie. Pochodzi z Podhala
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.